Za jakie wyposażenie tym razem przyjdzie nam zapłacić?

Obecnie niektórzy producenci samochodów pobierają regularne opłaty głównie w aplikacjach do obsługi pojazdu. Cykliczne płatności w takich usługach umożliwiają korzystanie z funkcji zwiększających wygodę z użytkowania pojazdu. Mowa tu głównie o zdalnym sterowaniu zamkiem, uruchamianiem silnika, ogrzewaniem pojazdu. Jednakże zdarzają się też możliwości wykupienia ulepszeń bezpieczeństwa ‐ adaptacyjne światła drogowe, automatyczne wzywanie pomocy, lub asysta jazdy po drogach szybkiego ruchu itp.
Producenci już zacierają ręce widząc potencjalne stałe zyski, z funkcji takich jak podgrzewanie foteli, tempomat, łączność z radiem poprzez Bluetooth, bezdotykowe otwieranie bagażnika, czujniki parkowania, lampki itd. O ile bez zdalnego sterowania samochodem z aplikacji na smartfonie można żyć, tak już brak innych funkcji z pewnością może doskwierać. Jednakże jeszcze bardziej od płacenia za wygodę będzie nam doskwierać sama „masa”,
„Masa” problemów i nadmiernych kilogramów

Kiedy producenci z tego rozwiązania będą czerpać „masę” korzyści, my będziemy musieli zmagać się z „masą” problemów.
Jeden model samochodu potrafi mieć dziesiątki, a nawet setki kombinacji wyposażenia. Natomiast teoretycznie dzięki takim abonentom pojazdy mogłyby powstawać tylko w kilku lub nawet jednej możliwej kombinacji wyposażenia. Producenci zaoszczędziliby na kosztach produkcji związanych z jej różnorodnością, a dla nas taki zabieg oznaczałby… niepotrzebny balast.
Uwaga, pasażer na gapę!
Gdyby producenci rzeczywiście byliby skłonni produkować jeden lub tylko kilka predefiniowanych wariantów wyposażenia, to ktoś i tak zostałby skazany na wożenie zbędnego osprzętu. Posiadanie dodatkowej masy jest równoznaczne z płaceniem za nią, bo przecież potrzeba więcej energii na wprawienie jej w ruch. A bez dodatkowej płatnej dawki paliwa lub prądu nie ma tej dodatkowej energii. Jednakże to są sprawy groszowe w przypadku napraw.

Prawdziwy dylemat pojawia się dopiero wówczas, gdy przyjdzie nam zapłacić rachunek za naprawę elementów, z których nie korzystamy, ani których nie opłacamy. Jeżeli w razie kolizji coś się stanie z tempomatem, za który nie płacimy abonamentu, to co ma zrobić serwis? Naprawić go za nasze pieniądze, czy raczej zdemontować go całkowicie i zostawić puste miejsce z widokiem na wnętrze deski rozdzielczej? Zapewne to pierwsze, żeby w razie zmiany naszych preferencji kiedyś z niego skorzystać, co jest równoznaczne z płaceniem abonamentu.
Potencjalne „zalety” abonamentów

To nie jest tak, że takie rozwiązanie absolutnie nie ma korzyści dla konsumentów ‐ wręcz przeciwnie. Płacąc z góry za samochód płacimy również za funkcje, z których korzystamy sporadycznie, sezonowo lub wcale. Teoretycznie pieniądze również przepadają nam w ten sposób, tak samo jak w przypadku całorocznego płacenia abonamentu. Jednakże jeżeli byłaby możliwość rezygnacji z comiesięcznej opłaty bez dodatkowych kosztów, to teoretycznie moglibyśmy na tym zaoszczędzić.
Przykład: Z podgrzewanej kierownicy korzysta się głównie w chłodniejszych porach roku. W związku z tym, w okresie letnim można zrezygnować z cyklicznej opłaty za ten element wyposażenia. Natomiast, gdy nadejdzie jesień, to można powrócić do płacenia abonamentu. Aby sprawdzić opłacalność tego rozwiązania wystarczy porównać koszt cyklicznej opłaty do ceny wyposażenia pojazdu w podgrzewaną kierownicę. Niestety odnosi się to tylko do nowych aut, a używane samochody w przyszłości raczej też będą obejmowane tym samym programem opłat.
Abonament to pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze

Ktoś, kto kupuje samochód za pełną kwotę jednorazową płatnością robi to raz na kilka lub kilkanaście lat. Natomiast implementacja abonamentów na wyposażenie pojazdu umożliwia producentom regularne napływy pieniędzy przez wszystkie lata użytkowania pojazdu, nawet tego z drugiej ręki.
Same abonamenty towarzyszą nam, na każdym kroku ‐ zarówno w Internecie, jak i fizycznych placówkach. Takie ciche wyjadacze stanu konta okazały się niezmiernie opłacalne, szczególnie w segmencie usług. Nie od dziś wiadomo, że producenci samochodów zarabiają fortunę nie na samochodach, a właśnie na usługach wokół nich. Jednakże takie abonamenty pozwolą im nawet na zarabianie na rynku wtórnym ‐ czyli samochodach używanych.
Abonament nawet na rynku używanych samochodów?

Producenci samochodów przez lata patrzyli na to, jak uciekają im przez palce pieniądze z rynku używanych pojazdów. Abonament na wyposażenie ma być dla nich swoistą błoną pławną zatrzymującą część przelatujących pieniędzy w ich dłoniach. Zapewne właściciel auta z komisu również będzie będzie płacić abonament za działanie wyposażenia, tak samo jak pierwotny nabywca. A właściciele komisu będą mieli nową wymówkę, jak coś nie będzie działać w samochodzie z wystawy.
Abonament jak kij ‐ ma dwa końce

Osoby wykorzystujące ponadnormatywnie usługi za które płacą abonament zyskują, bo płacą mniej, niż powinni. Natomiast usługodawcy w takiej sytuacji tracą, bo ktoś ponadnormatywnie wykorzystuje świadczone przez nich usługi. Jednakże ten scenariusz odnosi się bardziej do usług niematerialnych, takich jak ubezpieczenia, czy też dostarczanie internetu. Natomiast w przypadku abonamentów opierających się na korzystaniu z danego sprzętu lub narzędzi, konsument już nie ma takich możliwości. W takiej sytuacji zaczyna doskwierać nam podstawowy problem abonamentów ‐ płacenie za czas, w którym nie korzystamy z tego, za co płacimy.
Przykładowo ‐ płacimy 50 zł miesięcznie za możliwość korzystania z tempomatu. W ciągu jednego miesiąca przejedziemy na tempomacie 100 godzin, a w ciągu drugiego miesiąca tylko 10 godzin. Jeżeli abonament nie uwzględnia minimalnego czasu od którego zaczyna naliczać opłatę, to będziemy musieli w obu przypadkach zapłacić 50 zł. Bez względu na to, że wykorzystaliśmy tempomat w zupełnie innym stopniu.
W podanym przykładzie (i nie tylko) uczciwszą opcją wydaje się płacenie określonej stawki za przejechaną odległość lub czas korzystania. Jednakże chyba nie po to kupuje się prywatny samochód, żeby po wyjściu z niego czuć się jak taksówkarz, który wozi sam siebie. Wystarczy, że i tak musimy pamiętać o kosztach paliwa napędzającego nasz pojazd.
Trzeba również pamiętać, że każdy abonament, który deklarujemy płacić, jest jak obniżenie naszej pensji o równowartość jego ceny.
Abonament za bezpieczeństwo?

O ile za dodatkowe systemy bezpieczeństwa można żądać opłat, tak już za podstawowe rzeczy absolutnie nie. Dzisiaj chyba nikt sobie nie wyobraża spokojnej podróży samochodem bez takich rzeczy jak poduszki powietrzne, pasy czy też światła. Na szczęście nie zapowiada się na to, że abonamenty pozbawią nas podstaw. Niestety nie można tego samego powiedzieć w kwestii ataków hakerskich.
Hakowanie samochodów nabiera nowego znaczenia
Nowsze samochody mają dostęp do Internetu, coraz wydajniejsze komputery pokładowe, stają się autonomiczne, można nimi zdalnie sterować. W szczególności ta ostatnia możliwość ma największe znaczenie dla osób, które lubią się bawić nie swoimi zabawkami, czyli hakerów. Cybernetyczne ataki na pojazdy to już nie tylko kwestia podsłuchu, czy też wykradania danych, ale bezpośredniego zagrożenie życia ludzkiego.

Małpie figle związane z bawieniem się ogrzewaniem fotela, klaksonem, czy też nawiewem są raczej nieszkodliwe. Natomiast nie można tego samego powiedzieć o zdalnym uruchamianiu silnika lub manualnym sterowaniu przez osoby postronne. Samochód jest w stanie narobić ogromnych szkód zarówno załodze, jak osobom w jej otoczeniu. W związku z tym zdalnie sterowane pojazdy są dla hakerów przydatnym narzędziem, a dla specjalistów od cyberbezpieczeństwa priorytetem.
Niech będzie uczciwy wybór!
Nikt nie dogodzi każdemu w 100%, ale wybór jest po to, aby dokładniej dopasować się do stawianych wymagań. W związku z tym producenci nie powinni rezygnować z tradycyjnego płacenia z góry, leasingów, ani nowych abonamentów za elementy wyposażenia. Wszystko po to, żeby każdy konsument mógł wybrać dla siebie najkorzystniejszą opcję, nawet jeśli producent będzie go od niej odsuwać.
Nowa monetyzacja ‐ stare funkcje

W przyszłości możemy spodziewać się większej liczby usług opłacanych cyklicznie, nie tylko w motoryzacji. Wystarczy chwila, aby zorientować się w ilu urządzeniach wokół nas można zaimplementować podobne abonamenty.
Już od lat słychać plotki o samochodzie Xiaomi i Apple. Znając agresywną monetyzację produktów i usług tej ostatniej firmy, to możemy się spodziewać podobnych zabiegów. Ba! ‐ zapewne Apple pokaże gigantom z segmentu automotive jakie abonamenty wdrożyć i na co powinni je oferować. W tej sytuacji „monetyzacja” przy skali i zdolnościach Apple zostanie chyba przemianowana na „banknotyzację”.
Dodaj komentarz