Apple i prywatność? Tak, ale tylko w reklamach

W ostatnim czasie Apple kreuje się na firmę, która dba o prywatność swoich użytkowników, jednak ile faktycznie jest w tych działaniach prawdziwej ochrony?

Awatar Ziemowit Wiśniewski

Gigant z Cupertino już od jakiegoś czasu daje znać swoim użytkownikom, że sprawa ich prywatności, na urządzeniach z logiem nadgryzionego jabłka nie jest im obojętna. Nie trzeba tutaj specjalnie ukrywać, że w Internecie każdy nasz ruch jest śledzony, a co ważniejsze informacje przekazywane odpowiednim reklamodawcom. Ci płacą za takie dane niemałe pieniądze usługom, które te dane zdobyły i tak biznes się kręci.

Apple prywatność

To właśnie dzięki temu najpopularniejsze komunikatory czy media społecznościowe są w pełni darmowe. Nieco ironicznym jest fakt, że autorem słów, Jeśli jakiś produkt jest za darmo, wtedy produktem jesteś ty, jest sam Mark Zuckerberg, czyli założyciel Facebooka. Tego samego medium społecznościowego, które jest jednym z największych szpiegów każdego z nas, kto ma ich aplikację zainstalowaną na telefonie. Jednak, co to ma wspólnego z Apple?

Poproś o nie śledzenie

Wraz z aktualizacją iOS oznaczoną numerem 14.5 w życie weszła nowa funkcja. Ta ma w teorii ograniczyć śledzenie użytkowników, którzy sobie tego nie życzą. Na papierze wszystko wygląda świetnie. Aplikacja łaskawie wyświetla monit, gdzie możecie poprosić by ta nie śledziła tego, co robicie w Internecie. Apple od wielu lat jest mistrzem manipulacji i po raz kolejny pokazali jak dobrzy są w tej sztuce.

Zgodnie z tym, co twierdzą deweloperzy aplikacji na system iOS, Apple nie zrobiło nic by ograniczyć ilość danych, które zbiera aplikacja. Ich zdaniem poziom ochrony prywatności osób, które wybrały opcję nie śledzenia jest dokładnie taki sam, co osób, które zupełnie odrzuciły monit.

Każdy, kto w tej chwili zrezygnuje ze śledzenia, jest w zasadzie tak samo profilowany, co wcześniej. Apple tak naprawdę nie powstrzymało zachowania, które nazwali, jako tak naganne, więc są w pewnym sensie współwinni w tej sytuacji

Eric Seufert – Marketing Strategy Consultant

Jak donosi serwis The Financial Times, w mailu, który do nich trafił, deweloperzy twierdzą, że aplikacje są w stanie cały czas zbierać nawet 95% informacji o używających jej osobach. Dzięki takim danym jak identyfikatory urządzenia czy np. adresy IP mogą oni bez większych przeszkód profilować konkretne osoby.

Apple „coś” z tym robi

Trzeba powiedzieć jednak jedną rzecz wprost. Apple ma rację, że użytkownik powinien być świadom, jakie dane są o nim zbierane i mieć całkowite prawo zablokować takie działania. Jednak sposób, w jaki próbuje zrobić to Apple jest niezwykle mylący niejasny i w zasadzie nie działa. Oczywiście gigant już zajął stanowisko względem tego, co ustalił Finantial Times, ale to pozostawia trochę do życzenia.

Jesteśmy przekonani, że użytkownicy powinni zostać poproszeni o zgodę przed śledzeniem. Aplikacje, które zignorują wybór użytkownika, zostaną odrzucone

Apple

Gigant z Cupertino jednocześnie nie odniósł się do tego czy prośby zaznaczane przez użytkownika są wiążące i bezwzględne. Zadaniem wielu analityków Apple stąpa teraz po bardzo cienkim lodzie i jeżeli taki stan rzeczy się utrzyma to już niedługo mogą spodziewać się wielu spraw sądowych o wprowadzanie swoich użytkowników w błąd w kwestii ochrony prywatności. Eksperci nie przebierali tutaj w słowach nazywając politykę prywatności Apple ekstremalnie obłudną. Oczywiście, jeżeli wszelkie informacje dotyczące śledzenia są prawdziwe, a Apple nic z tym nie zrobi.

Apple może przekonać się o tym na własnej skórze, podobnie jak Google w przeszłości, jeśli firma zostanie oskarżona o wprowadzenie klientów w błąd w odniesieniu do prywatności. Tak jak odkryto, że historia lokalizacji Google nigdy nie została wyłączona w 2018 roku, myślę, że przekonamy się, że Apple nadal pozwala aplikacjom zaglądać w „okna” konsumentów.

Sean O’Brien – założyciel Yale Privacy Lab

Ochrona prywatności TAK, ale…

Jeżeli chodzi o prywatność swoich użytkowników to Apple bywa bardzo wybredne. Oficjalnie są oni administratorami Waszych danych połączonych do konta, w tym zdjęć w chmurze iCloud itp. No chyba, że jesteście obywatelami Chin… Wtedy nie mają oni jakichkolwiek praw do danych tych użytkowników, bo wszystkie należą do rządu… Wszystkie, co do ostatniego bita.

W 2016 roku w ChRL zostało ustanowione prawo, które nakazuje wszystkim firmom przechowywać dane swoich Chińskich użytkowników na terenie kraju. Apple, jako podmiot Amerykański dane większości swoich konsumentów, w tym Polaków, przechowuje najpewniej w USA. W przypadku użytkowników z Chin sytuacja jest zupełnie inna. Oficjalnym administratorem danych konsumentów na terenie państwa środka nie jest nawet Apple.

Firma Guizhou-Cloud Big Data odpowiada za utrzymanie i działanie serwerów iCloud w Chinach. Po co ta cała farsa? Rząd chiński zrobił to po prostu by mieć dostęp do danych wszystkich swoich obywateli w bardzo prosty sposób. A dlaczego zrobiło to Apple? Tutaj nie trzeba się specjalnie długo zastanawiać, w końcu jak zawsze poszło o pieniądze. Chiny są dla Apple jednym z największych rynków na świecie, których utrata skutkowałaby ogromnymi startami finansowymi.

W końcu iPhone sprzedawane w Chinach to jedyne smartfony Apple na świecie, które mają fizyczne wsparcie dla standardu Dual SIM. Jednocześnie są pozbawione możliwości prowadzenia rozmów audio za pośrednictwem aplikacji FaceTime. Wracając jednak do tematu – Apple dba o prywatność swoich użytkowników tylko wtedy, kiedy im się to opłaci. Widmo zakazu sprzedaży w Chinach było ewidentnie okupione zbyt wysokimi startami by prywatność użytkowników była tego warta. Można to podsumować praktycznie jednym zdaniem:

Tam gdzie zaczynają się ogromne pieniądze, kończy się prywatność.

Lokalizacja na iPhone

Prywatność danych, które przechowujecie w iCloud to jedno. Do nich oficjalnie dostęp macie tylko Wy. Nawet samo Apple twierdzi, że nie może podejrzeć gdzie byliście przykładowo godzinę temu…Właśnie dlaczego akurat godzinę? Okazuje się, że iPhone całkiem nieźle radzi sobie z rozpoznawaniem miejsca gdzie aktualnie się znajdujecie. Ba, nawet bez trudu przypisuje im odpowiednie etykiety zupełnie bez Waszej wiedzy.

Bardzo podobna funkcja znajduje się na smartfonach z Androidem w aplikacji Google Maps. Jednak istotną różnicą jest, że w przypadku iPhone, śledzenie Waszej lokalizacji jest domyślnie włączone. Jeżeli jesteście właścicielami smartfona z logiem nadgryzionego jabłka to możecie w prosty sposób sprawdzić czy i Wy jesteście w ten sposób śledzeni. Wystarczy, że wejdziecie w ustawienia, a następnie:

Tam właśnie znalazła się cała lista lokacji, w których najczęściej przebywacie. Co ważne może się tam także znaleźć miejsce z taką etykietą jak Dom czy Praca, nawet, jeżeli wcześniej nie podawaliście nigdzie dokładniejszych adresów.

Apple oficjalnie nie ma do tych danych dostępu, jednak trudno sobie wyobrazić sytuację by miała być to w 100%. Gigant przynajmniej oficjalnie nie współpracuje z żadną rządową agencją, która w dowolnej chwili może prosić o dane użytkowników. Jednak tajne służby mają swoje sposoby nawet na takie firmy jak Apple. By daleko nie szukać, to właśnie marka z Cupertino dostarczyła obciążających dowodów na byłego już prezydenta Donalda Trumpa.

Prywatność tylko do pewnego momentu?

W ostatnim czasie głośno było sytuacji pewnej nastolatki, która oddała swojego smartfona do oficjalnego serwisu Apple. Standardowa naprawa serwisowa, jednak zanim jeszcze odebrała urządzenie z naprawy dostała informacje od swojego znajomego. Na jednym z profili społecznościowych umieściła swoje roznegliżowane zdjęcia.

Niedługo później okazało się, że do zdarzenia faktycznie doszło, co zresztą potwierdziło samo Apple. Natomiast odpowiedzialnych za to zdarzenie było dwóch serwisantów. Cała sytuacja zakończyła się wypłaceniem milionowego odszkodowania dziewczynie za sprawy moralne, a serwisanci zostali oddani w ręce służb. Jednak cała sytuacja pozostawia ogromny niesmak. W końcu skoro szeregowi serwisanci mogą bez trudu dobrać się do Waszych prywatnych danych to gdzie tu prywatność?

Naprawa
Apple prywatność

Apple oczywiście tłumaczy całą sytuację, że mają odpowiednie procedury, których zadaniem jest ochrona prywatności użytkowników. Jednak tych nie powinno dać się tak po prostu ominąć. Oddając telefon do serwisu ten powinien być najpierw w pełni kasowany. Dopiero później naprawiany, tak zresztą postępuje oficjalny serwis Xiaomi w Polsce. Tego samego Xiaomi, któremu zarzuca się wiele innych pogwałceń prywatności użytkowników…

A gdyby tak…

Co by było gdyby w Polsce lub UE pojawił się przepis, który nakazuje przechowywać dane użytkowników w kraju ich zameldowania? Jednocześnie, administratorem nie mogłoby być Apple, a wewnętrzna firma wyznaczona przez organ ustawodawczy? Czy wtedy Apple także byłoby gotowe przehandlować zyski z następnych lat w zamian za prywatność użytkowników?

No właśnie – Apple dla zysku lub pod wpływem lobbingu może posunąć się do granic, jakie nawet filozofom się nie śniły. A wtedy dane zbierane na naszym teoretycznie prywatnym urządzeniu mogą być wykorzystane do dochodzenia czy to policyjnego, skarbowego, czy komorniczego, a w ostatnich czasach nawet medycznego. Wizja przyszłości może być przerażająca.

Źródła: AppleInsider, PhoneArena, Tech&CoolStuff, NYTimes, MacRumors, HowToGeek, Apple

Awatar Ziemowit Wiśniewski

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Na razie brak komentarzy.
Bądź pierwszą osobą, która wyrazi swoją opinię!
Starsze komentarze Nowsze komentarze


Przeszukaj portal TechnoStrefa.com

Dalsze wyniki

Brak wyników.

Wyszukiwanie obsługiwane przez