Jak przystało na portal technologiczny rzadko zajmujemy się polityką, jednak w tym wypadku te dwa światy bezpośrednio się ze sobą łączą. A chodzi tutaj o opłatę reprograficzną, którą znacie pewnie jako podatek od smartfona. Zanim jednak przeanalizujemy jakie konsekwencje mogą towarzyszyć takiej opłacie, warto zgłębić temat samej opłaty.
Opłata reprograficzna

Na samym początku trzeba zaznaczyć, że taka opłata funkcjonuje w Polsce już od ponad 25 lat. Obecnie jednak nie dotykała na przykład smartfonów, o których dzisiaj mowa. W dużym uproszczeniu jest to podatek, który wyliczany jest z ceny detalicznej danego produktu. Przedmioty o jakich mowa to obecnie skanery, faksy, puste płyty CD/DVD. Ogólnie rzecz biorąc nośniki fizyczne, na których możecie zapisać dane i później je komuś przekazać.
Co ważne opłata nie rozróżnia czy te dane należą do Was czy też nie. Tutaj panuje zasada o domniemaniu takiego czynu i wszyscy ją płacą bez wyjątku. W wciąż obowiązującym stanie taka opłata to od 1% do 3% ceny danego przedmiotu. I jak możecie się domyślać, od wielu lat nie była aktualizowana o nowe urządzenia jak np. pendrive, tablety czy właśnie smartfony.
Opłata od smartfona
Tak inaczej mówi się o opłacie reprograficznej i tak też przyjęło się ją wspominać w mediach społecznościowych. Ten temat w szerszej świadomości wielu osób pojawił się mniej więcej w połowie tego roku, ale jeszcze przed wyborami prezydenckimi. Jest to dość istotna informacja, bo temat równie szybko został „zamieciony pod dywan” co zrobiło się o nim głośno. Żaden z polityków nie chciał roztrząsać tej kwestii przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi.
Temat wrócił teraz niczym bumerang i prawdopodobnie zakładano, że nikt tego nie zauważy. Projekt ustawy, który miałby zaktualizować kwestię tej opłaty, został przedstawiony w połowie roku. Od tamtego czasu miały zostać w nim naniesione poprawki zgodnie z sugestiami między innymi artystów. Dla osób, które choć trochę interesują się polityką, nie będzie zaskoczeniem, że wciąż nie znamy nowej wersji tej ustawy. Nawet jeżeli miałaby wejść w życie już z początkiem przyszłego roku.
Sama opłata w swoich założeniach miałaby wspierać fundusz na rzecz artystów, którzy w związku z panującą sytuacją nie mają łatwego życia. I o ile cel jest szczytny to jest z nim też kilka problemów.
Problem #1 – Cena
Nikt oficjalnie nie wspomniał dokładnych stawek, jakie miałyby być nakładane na urządzenia. Nie poznaliśmy wciąż zaktualizowanej wersji ustawy. Jednak jak to zwykle bywa, ktoś się wygadał i pojawiła się informacja o 6% od obecnej ceny zakupu. Czy to dużo? To oczywiście zależy, od smartfona za 800 zł będzie to 50 zł, ale od telewizora za 10 tys. już 600 zł.

Politycy oczywiście mówią, że ceny elektroniki pozostaną niezmienione po wprowadzeniu takiego podatku. Jest to jednak słowo bez jakiegokolwiek pokrycia. Ktoś będzie to musiał zapłacić, a wielkie koncerny nie są skore do oddawania pieniędzy za darmo. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest zwykły wzrost cen, który zrekompensuje dodatkową opłatę. Co więcej, jest to niezwykle niebezpieczna praktyka, która może prowadzić do znacznego podwyższenia cen nowych urządzeń niż o omawiane 6%.
Nie dość wspomnieć, że ceny elektroniki w naszym kraju są jednymi z najwyższych w całej Unii Europejskiej. Nie specjalnie się o tym mówi, ale kiedy mówią o tym politycy i twierdzą, że to powstrzyma producentów czy sklepy przed kolejną podwyżką, to nie oszukujmy się, ale w tym kontekście słowa polityków to jedynie ponure, nieśmieszne żarty.
Problem #2 – Podwójne podatki

Termin ten nie jest specjalnie obcy, a to za sprawą abonamentu radiowo-telewizyjnego. W naszym kraju płaci go raczej niewiele osób. Jednak dlaczego w ogóle o nim wspominam? Zakładając, że macie telewizor i opłacacie zewnętrznego usługodawcę telewizyjnego albo korzystacie tylko z usług streamingowych, to i tak powinniście go płacić. Jest to jeden z wielu absurdów, a zaraz dołączyć może do niego opłata reprograficzna.
Obecnie niewielki procent, jeżeli nawet nie promil osób ściąga nielegalne piosenki czy filmy z Internetu. W większości zdecydowanie korzystamy z usług streamingowych – Spotify, YT Music, Netflix, HBO. To wszystko płatne abonamenty, które dodatkowo odprowadzają odpowiednie podatki w tym dla artystów, którzy między innymi z tego się utrzymują. Teraz dodatkowo zaraz obok abonamentu przyjdzie Wam zapłacić również za sam sprzęt. Co prawda jednorazowo, ale jednak.
Problem #3 – ZAiKS

Prawdopodobnie największe wątpliwości powinny budzić organizacje, jakie stoją za „przepychaniem” takich ustaw. W przypadku Polski jest to ZAiKS, który już nie raz opowiadał się za ustawami, które w założeniach miałyby chronić artystów. Pamiętacie może niezwykle kontrowersyjną ustawę ACTA? ZAiKS był jedną z kilku organizacji, które bez najmniejszej krytyki akceptowały wszystkie zapisy zawarte w tej ustawie, nawet, jeżeli godziły w wolność użytkowników w Internecie.
To jednak nie wszystko, bo jak to mawiają – „Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.”. Według analityków, po wprowadzeniu zaktualizowanej opłaty reprograficznej na koncie ZAiKS-u do końca przyszłego roku pojawi się nawet dodatkowy 1 mld złotych. I co ważne są to pieniądze, które bezpośrednio nie trafią do artystów, nie zasilą też funduszu, o którym była mowa wcześniej.
Problem #4 – Brak konsultacji

Na koniec ogromny problem, z którym obecna władza sobie w ogóle nie radzi. Konsultacje społeczne dotyczące nowych opłat, podatków, ale też nakazów czy zakazów są niezwykle istotne i prowadzą do szybszego rozwiązania wielu problemów. Publiczna dyskusja jest szczególnie ważna w sprawach, które bezpośrednio dotyczą portfeli obywateli.
Podsumowanie
To czy i w jakiej formie opłata reprograficzna zostanie wprowadzona nie zależy niestety od nas. Tak jak i niestety wiele innych wyborów dokonywanych przez rządzących. Pozostaje nam jednak mieć nadzieję, że nowa zaktualizowana wersja została lepiej przygotowana i nie zostanie „przepchnięta kolanem” na jakimś nocnym posiedzeniu…
Dodaj komentarz