Jak to z każdym nowym pomysłem od Apple, ten ma być przełomowy. Apple Card miał pozbawić trosk klientów i tak się stało, jednak przysporzył ich pracownikom banku. Nie można odmówić Apple pomysłowości, natomiast nie zawsze wszystko jest w 100% przemyślane.
Współpraca firmy z Goldman Sachs zaowocowała specjalnym traktowaniem klientów. Nic dziwnego, skoro należą do grona fanatyków nadgryzionego jabłka. Mają oni dostęp do tytanowej karty, jednak bez żadnego numeru konta, kodu zabezpieczającego czy nawet daty ważności. Chyba im mniej zmartwień, tym lepiej… Ale czy na pewno?
Jeden zyskuje, drugi traci
Specjalne traktowanie objawia się chociażby brakiem opłat za korzystanie z takiej karty. Nie ważne czy na terenie kraju wydania czy za granicą. Gdyby tego było mało, to przy płaceniu Apple Card naliczane są cashbacki – 2% przy użyciu iPhona bądź Apple Watcha.
Z kolei 3% z zakupu otrzymacie przy zakupach w sklepach jak chociażby Nike, czy T-Mobile, ale tylko gdy dokonacie ich na terenie Stanów Zjednoczonych. Wszystko to wydaje się być jak sen, zwłaszcza dla klientów Apple.
Nie może jednak tego powiedzieć Goldman Sachs i jego pracownicy. Bank przez ¾ 2022 roku doznał strat w wysokości 1,2 miliarda dolarów z tytułu obsługi klientów Apple! Tego nie można było się spodziewać, prawda?
Ale dlaczego tak się stało? Banki, żeby nie stracić zbyt wiele na osobach niespłacających pożyczek, mają specjalnie wygenerowane niewielkie zasoby gotówki na pokrycie i wyrównanie strat.
Klienci Apple, jak się okazało, nie spłacali zaciągniętych kredytów na masową skalę, czyli życie ponad stan. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że bank tylko jeszcze więcej traci z tytułu braku prowizji od wydawanych kwot.
Piękne plany i zgubny czynnik ludzki
Pomysł był dobry – jednak z największych firm zajmujących się elektroniką, a w szczególności smartfonami, miała przyciągać klientów, aby zwiększyć zyski. Zniweczyły to nie brak prowizji czy nawet casbacki, ale sami klienci Apple. Okazali się oni dłużnikami, którym podoba się dany stan funkcjonowania.
Przyciągnięcie klientów nie jest proste. Zachęcenie nowych osób do korzystania z usług banku kosztuje Goldman Sachs około 350 dolarów za 1 osobę. Nie są więc to małe kwoty. Aby bank był w stanie wyrównać straty wynikające z ich obsługiwania, musiałby pozyskiwać nowych klientów przez aż 4 lata.
Apple chyba nie widzi w sytuacji problemu, bo ma zamiar poszerzyć ofertę Apple Card o konto oszczędnościowe. Jeśli nic się nie zmieni, to bardzo wątpliwe, że Goldman Sachs będzie chciał przedłużyć współpracę z gigantem.
I nic dziwnego, jeśli układ daje to co najlepsze jednej ze stron, a druga nawet nie wychodzi na zero. Klienci Apple może i mają zagwarantowane “luksusy”, jednak nie powinno się to nigdy odbijać na innych. Gdyby firma była po drugiej stronie, to od razu powstałoby zamieszanie i roszczenie o utratę pieniędzy.
Czy sądzicie, że Apple przesadziło? Czy kompromis i chociażby wprowadzenie prowizji mogłoby uratować tą współpracę? A może wszystko to “runie w gruzach” i Apple Card zniknie z oferty?
Źródło: AppleInsider
Dodaj komentarz