Bardzo boleśnie mogła przekonać się o tym znana Polska celebrytka Kinga Rusin. Cała sytuacja rozegrała się pod koniec maja tego roku. Na swoim publicznym profilu Kinga pochwaliłą się planowanym wylotem do Stanów Zjednoczonych, który miał być związany z ją serią kosmetyków. Najistotniejsze jednak jest załącznik jaki trafił do posta celebrytki, umieściła tam wycinek swojego biletu lotniczego.
Umyślnie bądź nie Kinga Rusin wstawiła część biletu, na której znajdowały się dane logowania do panelu pasażera w liniach lotniczych Lufthansa. W tym miejscu wkroczył jeden z użytkowników popularnego serwisu Wykop.pl, który od razu zwrócił uwagę aktorce w dość niewybrednych słowach.
Widzę to jako jedna z pierwszych osób, zupełnie przypadkiem (to temat na odrębną opowieść). Próbuję zebrać szczękę z podłogi: wydawało mi się, że temat tego, CZEGO NIE MOŻNA UPUBLICZNIAĆ w swoich mediach społecznościowych, jest powszechnie znany. W piekle znajdują się specjalne beczki ze smołą dla tych, którzy filmują smartfonami, trzymając je w pozycji wertykalnej… oraz tych, którzy beztrosko wrzucają do sieci swoje karty pokładowe.
Co najważniejsze, w panelu pasażera można znaleźć wiele informacji na temat pasażera, w tym wypadku Kingi Rusin. Wspomniany wcześniej użytkownik wykopu, nie mógł wręcz uwierzyć w całą sytuację oraz lekkomyślność aktorki.
Wciąż nie dowierzając w głupotę / niewiedzę (niepotrzebne skreślić), wchodzę na stronę Lufthansy w sekcję „Moje Rezerwacje”… i po prostu wpisuję pełne nazwisko, widoczne na karcie pokładowej (RUSINLIS) oraz numer rezerwacji.
By zalogować się na nazwisko Kingi Rusin wystarczyły naprawdę niewiele. Z poziomu panelu mielibyśmy dostęp do prawie wszystkich wrażliwych danych, które każdemu z nas mogłyby popsuć humor na długi czas. Dla osób z minimalną wiedzą jak działa logowanie do panelu pasażera wszystkie informacje stały otworem:
- pełne dane karty kredytowej (rozpoczyna się od cyfr 9922);
- szczegóły wcześniejszych i przyszłych połączeń (przykład: z Los Angeles do Frankfurtu Kinga Rusin leciała w klasie biznes, podobnie jak trasę do Los Angeles z Warszawy. Z kolei lot do Warszawy miała odbyć w klasie ekonomicznej, na miejscu w środku, czyli „B”);
- numer konta stałego klienta w Lufthansie (Frequent Flyer);
- dane osobowe, w tym pełne brzmienie imion i nazwisko („drugie imię” Kingi Rusin to Judyta) czy datę urodzenia;
- pełne dane paszportowe, łącznie z jego numerem i datą ważności (kończy się pod koniec października 2020 r.);
Każda osoba, która zalogowałaby się na stronie Lufthansy danymi, które podała Kinga Rusin w swojej karcie pokładowej prezentowanej na Facebooku, mogłaby poznać chociażby szczegóły dotyczące numeru wizy do USA, posiadanej przez dziennikarkę – jak również inne informacje, przekazywane przez linie lotnicze władzom USA w ramach programu Advance Passenger Information System […] Tego typu dane w rękach osoby nieuprawnionej, która chciałaby zrobić z nimi coś niedobrego (dla Kingi Rusin), są po prostu bezcenne. Umówmy się: wszystko jest podane na talerzu i woła „wykorzystaj mnie”
Cała sytuacja wygląda conajmniej kuriozalnie z perspektywy osób przyglądających się temu z boku i to po czasie. Nie raz już informowaliśmy was jakie zagrożenia wiążą się z wrzucaniem zdjęć do internetu z jakimiś wrażliwymi informacjami o nas samych. Z drugiej strony, do niektórych ewidentnie nie dociera, że to dotyczy każdego z nas, a status społeczny nie ma znaczenia.
Co chyba najsmutniejsze w całej sytuacji to brak jakiegokolwiek podziękowania ze strony Kingi Rusin za zwrócenie uwagi na tak rażącą lekkomyślność. Po wiadomości od Pawła K. zdjęcie w mgnieniu oka zniknęło z Facebooka. A sam autor wiadomości nie otrzymał nawet, krótkiego “dziękuję”.
Źródło: Wykop
Dodaj komentarz