Przez ostatnie kilka lat musieliśmy się zmagać z kilkoma wielkimi kryzysami, jakie trawiły i nadal trawią branżę elektroniczną. Początkowo pandemia sprawiła, że wydolność produkcji spadła drastycznie w ciągu zaledwie kilku tygodni. Ludzie pozostając zamknięci w domu i zmuszeni do pracy i nauki zdalnej praktycznie z dnia na dzień zdali sobie sprawę, że nie mają do tego narzędzi. Sprzęt elektroniczny w ekspresowym tempie znikał, a w niektórych przypadkach znika nawet teraz jak tylko się pojawi.
W międzyczasie swoją najwyższą cenę od wielu lat uzyskał Bitcoin oraz inne kryptowaluty. Łatwe pieniądze doprowadziły do pogłębienia się ogromnego kryzysu z dostępnością układów scalonych. W ten sposób dochodzimy do dnia dzisiejszego, kiedy zakup procesora czy karty graficznej po rekomendowanej cenie graniczy z cudem. Jednak nie tylko szarzy konsumenci odczuli ten problem. Równie mocno ten daje się we znaki gigantom.
To jeszcze nie koniec…
Można by pomyśleć, że już nic gorszego nie może nas spotkać w najbliższej przyszłości. W końcu cała sytuacja powoli zaczęła się stabilizować, a życie wracać do normalności. Okazuje się, że to jeszcze nie koniec problemów wielkich producentów. W ostatnim czasie Chiny wprowadziły ograniczenia w dostępie do energii elektrycznej. Jest to spowodowane wciąż rosnącymi kosztami zakupu gazu oraz węgla, z którego najczęściej wytwarzana jest tam energia elektryczna.
Po ograniczeniach produkcyjnych, jakie narzuciły rządy wielu państw w postaci obostrzeń firmy jak najszybciej chciały nadrobić straty. Wiązało się to z jeszcze większym zużyciem energii. Najwięksi giganci jak na przykład TSMC przez kilka miesięcy po zniesieniu obostrzeń działało na zwiększonych obrotach przez kilka miesięcy, wyrabiając 120% normy. To jednak nie wystarczyłoby zaspokoić ogromny popyt.
Ograniczenie produkcji nie ze względu na mniejsze zasoby ludzkie, a zupełny brak energii zaczyna już zbierać swoje żniwo. Z Państwa Środka dochodzą informacje jakoby niezwykle istotne w łańcuchach dostaw takich gigantów jak Tesla czy Apple po prostu wstrzymują produkcję. Wszystko ze względu na wprowadzone ograniczenia w dostawach energii elektrycznej.
Rynek jest bezwzględny
Efekty i konsekwencje, których przyczyną jest właśnie pandemia z 2020 roku nie znikną ot tak z dnia na dzień. Problemy z popytem i podażą w jednej branży odbiją się na pozostałych, które mogą być jedynie pośrednio połączone. Jednocześnie nic nie wskazuje na to, że tego typu problemy znikną w najbliższym czasie. Jest wręcz przeciwnie, bo z czasem mogą pojawić się kolejne i to znacznie poważniejsze.
Gdzie w tym wszystkim ceny iPhone’ów? Jak donosi Nikkei Asia, na tydzień została wstrzymana produkcja w fabryce Eson Precision Engineering. Ta należy do grupy Foxconn, która z kolei jest jednym z największych producentów iPhone’ów na świecie. Dziennie są w stanie wyprodukować nawet pół miliona nowych urządzeń, które później trafiają na sklepowe półki czy bezpośrednio do klientów.
Tygodniowy przestój to 3.5 miliona niewyprodukowanych urządzeń. W połączeniu z niedawną premierą, cała sprawa jest niezwykle trudna dla samego Apple. Nie chodzi tutaj jedynie o problemy z dostępnością nowych urządzeń, na które i tak trzeba czekać już ponad miesiąc. Za tak ogromne straty ktoś będzie musiał zapłacić i jak to zazwyczaj bywa duże firmy odbiją sobie to bezpośrednio na swoich klientach.
Będzie drożej?
Na to pytanie trudno odpowiedzieć bezpośrednio. Apple raczej nie posunie się do kroku, w którym jednego dnia podniesie ceny wszystkich swoich urządzeń. Wywołałoby to falę krytyki, a sama decyzja mogłaby kosztować producenta więcej niż te 3.5 miliona sztuk niewyprodukowanych telefonów. Nie można jednak wykluczyć sytuacji, że ceny zostaną podniesione w jednym z przyszłych produktów tak by nikt nie nabrał podejrzeń.
Źródła: Nikkei Asia, KnowYourMobile
Dodaj komentarz