Tegoroczny wrześniowy Apple Event był jedną z pierwszych tak nijakich konferencji w historii firmy. Nie mam tutaj na myśli samej realizacji, a nowości produktowych. Pomimo tego, że było ich dużo, to nic nie wywołało tylu emocji, co choćby zeszłoroczna prezentacja serii 12. W trakcie prawie dwugodzinnej prezentacji, która swoja drogą rozpoczęła się pokazem nowości z oferty Apple TV+, nie zobaczyliśmy nic nadzwyczajnego…
Wysyp „nowości”
Bardzo łatwo można było odnieść wrażenie, że Apple nie miał specjalnie nic do pokazania, a cały event został rozwleczony w czasie. Rozpoczął się nijako, a zakończył bez większego wyrazu… Całość oczywiście została doprawiona niezdrową ilością ekologii, o której Apple przypominało przy każdym nowo zaprezentowanym urządzeniu. Jednak, co właściwie zostało zaprezentowane na konferencji?
Stary nowy iPad 9. generacji
Zaraz po omówieniu tego, co czeka szanownych subskrybentów Apple TV+, światło dzienne ujrzała kolejna generacja najbardziej podstawowego tabletu, czyli iPada. Kolejna, 9. już generacja nie wniosła praktycznie nic nowego względem poprzedników. Wzornictwo jest dokładnie takie samo, jak rok temu, dwa lata temu i 5 lat temu… Jedynie co, to obudowa jest teraz wykonana w 100% z aluminium pochodzącego z odzysku.
Tym samym najnowszy iPad jest praktycznie nieodróżnialny z zewnątrz względem swoich poprzedników. Zmiany są widoczne dopiero wewnątrz urządzenia, a konkretniej w zastosowanym procesorze. Na pokładzie znalazł się już dość leciwy układ, a konkretniej A13 Bionic. Dzięki niemu możliwe było między innymi zastosowanie lepszej kamery do rozmów o rozdzielczości 12 Mpix z funkcją Center Stage, która oferuje także super szeroki kąt.
Na szczęście nowe iPady wypadają nie najgorzej pod względem ceny czy oferowanych wersji pamięciowych. Dostępne są w dwóch wariantach kolorystycznych – srebrnym oraz gwiezdnej szarości. Ceny rozpoczynają się od 1699 zł za model 64 GB i Wi-Fi, a za wersję z łącznością LTE i 64 GB będziecie musieli zapłacić 2349 zł.
Odświeżony iPad mini
Prezentacja klasycznego modelu była raczej mało intrygująca, nawet dla największych fanów marki, którzy w końcu czekali na większe zapowiedzi. Jednak, kiedy na scenie pojawił się nowy iPad w wersji mini, zrobiło się znacznie ciekawiej. Niewielki tablet o ekranie Liquid Retina i przekątnej 8.3-cala został zaprezentowany w zupełnie odświeżonej obudowie, znanej z modeli Pro i Air.
Z oczywistych względów zabrakło tutaj akcesorium w postaci dedykowanej klawiatury, ale w ofercie znajdą się specjalne pokrowce. Tym, co jednak trzeba odnotować, to zmiana portu do ładowania i przesyłu danych. Jeszcze poprzednia generacja wykorzystywała największą zmorę każdego właściciela Apple, czyli port Lightning. Teraz zamieniono go na znacznie lepsze i bardziej uniwersalne złącze USB-C.
Sprawa wydajności, a pisząc precyzyjniej procesora, jaki znalazł się na pokładzie iPada mini jest dość intrygująca. Apple nie powiedziało wprost jaki układ znalazł się na pokładzie tego tabletu. Bo jego oficjalne omówienia miało miejsce później w trakcie całej prezentacji… Tak, na pokładzie iPada mini znalazł się po prostu układ A15 Bionic, taki sam jak w serii iPhone 13. Choć nigdzie nie ma informacji o liczbie rdzeni układu graficznego.
Zdaniem Apple ten jest o 40% szybszy od poprzedniej generacji pod względem osiągów CPU i aż o 80%, jeżeli chodzi o wydajność GPU. Tylko, że te liczby praktycznie nic nie znaczą, ciężko by porównać układ A15 do już leciwego procesora A12, ponieważ dałoby to inny efekt. Po za tym na pokładzie nie zabrakło sensora TouchID w przycisku zasilania, głośników stereo i obsługi rysika Apple Pencil.
Apple iPad mini w najnowszej odsłonie będzie dostępny w 4 wersjach kolorystycznych, dwóch wariantach pamięci i łączności. Najbardziej podstawowa wersja z 64 GB pamięci na pokładzie i obsługą jedynie WiFi kosztuje 2599 zł. Natomiast za wariant z dodatkowym modemem 5G musicie zapłacić aż 3399 zł. W tym drugim przypadku to już delikatna przesada.
Apple Watch Series 7
Po tabletach w końcu przyszedł czas na najnowsze zegarki, czyli Apple Watch serii 7. W ich przypadku przecieki mówiły jedno, a dostaliśmy coś zupełnie innego. Zamiast kanciastej modernistycznej koperty dostaliśmy taką o jeszcze bardziej zaokrąglonych krawędziach. Poza tym ponownie wiele się nie zmieniło, koperta jest praktycznie identycznych rozmiarów, za to na froncie znalazł się minimalnie większy ekran.
Ten jest przykryty specjalnym kryształowym szkłem. Do tego oczywiście zegarek jest w pełni wodoodporny w standardzie WR50, a dodatkowo odporność przed pyłem gwarantuje certyfikat IP6X. Na pokładzie nie zabrakło nowych trybów sportowych kierowanych dla rowerzystów czy graczy tenisa. Najnowsze zegarki Apple Watch serii 7 będą dostępne klasycznie w obudowach z aluminium w 5 kolorach, do tego nie zabraknie też wersji z kopertą ze stali nierdzewnej i tytanu.
I w końcu ładowarka do zegarków jest zakończona złączem USB-C! Cena? Od 399$, zegarki jeszcze nie trafiły do polskiego sklepu Apple. Dostępne mają być później, tej jesieni… Niestety nie znamy też przybliżonych polskich cen, ale te będą raczej podobne do ubiegłorocznych.
Odgrzewana seria iPhone 13
Przysłowiowym zwieńczeniem całej konferencji była prezentacja iPhone’ów z serii 13. Chyba coś z tą liczbą jest na rzeczy, bo to jedne z najnudniejszych flagowców w historii firmy. Zmiany, jakie zaszły w każdym z modeli, można w zasadzie policzyć na palcach jednej ręki. Modele 13 i 13 mini wyposażono w technologię Sensor-Shift. Notch uległ zwężeniu o około 20%, po za tym ekran jest jaśniejszy, osiągając 800 nitów w trybie standardowym i 1200 przy włączonym trybie HDR.
Podstawowe iPhone’y mają wytrzymywać dłużej na baterii. Standardowo nie poznaliśmy dokładnej pojemności, czas na pojedynczym ładowaniu ma się wydłużyć od 1.5 do 2.5 godziny. Zmieniły się także niektóre wersje kolorystyczne, ale wciąż dostępnych jest 5 wariantów. Na uwagę zasługują wersje pamięciowe. Apple w końcu zrezygnowało z modeli 64 GB (rychło w czas), ale jak to mawiają: lepiej późno niż wcale. Na szczęście ceny premierowe pozostały niezmienione względem ubiegłego roku.
W modelach 13 Pro i 13 Pro Max jest nieco więcej zmian, ale też wciąż nie zaliczają się do tych spektakularnych. Notch podobnie jak w podstawowych modelach uległ zwężeniu. Co jednak ważniejsze, to w końcu użytkownicy telefonów z nadgryzionym jabłkiem mogą doświadczyć odświeżania 120 Hz. Kilka lat po androidowej konkurencji… Same ekrany wykorzystują odświeżanie adaptacyjne od 10 do 120 Hz. Do tego ich maksymalna jasność to 1000 nitów i 1200 w trybie HDR.
W tych modelach także zastosowano stabilizację Sensor-Shift. Teleobiektyw ma teraz 3-krotny zoom optyczny. A szeroki kąt jest teraz zdolny do wykonywania zdjęć i filmów makro. iPhone’y 13 z dopiskiem Pro oferują także nowy standard o nazwie ProRes. To technologia wykorzystywana do nagrywania filmów. Jednak w dniu sklepowej premiery nie będzie dostępna, a to, co pokazano na konferencji ma niewiele wspólnego z kinową jakością.
4 lata po konkurencji, ale wciąż innowacyjnie
Każdy kto choć raz w życiu wcześniej oglądał konferencję Apple wie, że czego by Gigant z Cupertino nie pokazał, zawsze robi to ze specyficzną magią. Każda nowa funkcja okraszona jest pełnym wsparciem dla ekosystemu Apple i doskonale współgra z każdym innym urządzeniem. W tym roku pojawił się jednak inny problem. Funkcji, które mogłyby się pojawić na pokładzie iPhone’ów 13 jest od groma, ale Apple zachowywało się tak, jakby nie miało czego pokazać.
W trakcie całej konferencji kilkukrotnie wspomnieli o ekologii, przy każdym z nowych urządzeń. Procesorowi A15 Bionic został poświęcony osobny fragment całej konferencji, a otwarcie całego eventu w postaci prezentacji nowości Apple TV+ nie mogło skończyć się dobrze… Z drugiej strony trybowi Pro Res i nowym funkcjom filmowym poświęcono kilka spotów. Problem w tym, że wszystko to było pozbawione tej, wcześniej wspomnianej, magii Apple…
Tryb Cinematic to nieporozumienie
Nie będzie wielkim odkryciem stwierdzenie, że iPhone to najlepszy telefon do nagrywania wideo. Te smartfony już od wielu lat dzierżą to miano nieoficjalnie. Jednak prezentacja funkcji Cinematic to była już, delikatnie rzecz ujmując, przesada. Firma klasycznie zatrudniła fachowców, by wypowiedzieli się na temat nowych funkcji i nie zabrakło także już memicznego „shot on iPhone”. Film stylizowany na bardzo dobry film „Na Noże” miał zaprezentować technologiczne możliwości najnowszych smartfonów.
Dla osób mniej wprawionych w sztukę filmową mogło to wyglądać niezwykle widowiskowo. Zmiana ostrości w trakcie nagrywania czy zmiana głębi ostrości była do tej pory nieosiągalna w smartfonach, przynajmniej z taką łatwością. Apple twierdziło, że udało im się zrewolucjonizować mobilne nagrywanie wideo. Może i jest w tym ziarno prawdy, jednak nie ma co się łudzić, że będzie to rewolucja, która dotknie cały przemysł filmowy.
Nie ma możliwości, by zaawansowane algorytmy wycinania i rozmywania tła mogły zastąpić klasyczne obiektywy i kilkukrotnie większe sensory. Jeżeli jeszcze raz na spokojnie obejrzycie tę promocyjną wstawkę. zauważycie z jakimi problemami Apple będzie się zmagać w najbliższych miesiącach. Głębia ostrości jest niestety niezwykle płaska, a co za tym idzie, sztuczna. A jeżeli mowa o zmianie ostrości, np. pomiędzy twarzami, to działa bardzo nierówno, przejścia nie są płynne, a niekiedy nawet skokowe.
Dla amatorów wideografii takie możliwości są jak najbardziej na plus, jednak przyrównywanie możliwości smartfona za tysiąc dolarów, do kamery za kilkadziesiąt tysięcy i jej deprecjonowanie, jest po prostu nie na miejscu.
Apple powoli się stacza
Najpewniej właśnie dlatego niektóre funkcja związane z nagrywaniem wideo trafią w ręce użytkowników dopiero jakiś czas po premierze. Dokładnie tak stanie się także z technologią ProRes, która jest dodatkowo ograniczona na niektórych najnowszych iPhone’ach. Apple oczywiście nie było skore o tym poinformować ani w trakcie konferencji, ani też na oficjalnej stronie produktowej. Taka informacja widnieje dopiero w specyfikacji, do której wiele osób nie zagląda.
Kupując na przykład model 13 Pro z pamięcią 128 GB nie możecie w trybie ProRes nagrywać w rozdzielczości wyższej niż FullHD i z płynnością 30 klatek. Warianty z większą przestrzenią dyskową mogą sobie pozwolić na nagrywanie w 4K przy 30 klatkach na sekundę. Podobnie nie byli skorzy poinformować, że po raz pierwszy w historii podstawowy iPhone 13 został wyposażony w minimalnie gorszy procesor…
Apple na rozdrożu
Gigant z Cupertino niezwykle rzadko wprowadza jakieś rewolucyjne rozwiązania, jeszcze zanim zrobi to konkurencja działająca na systemie Android. Niemniej jednak, jeżeli już to robią, to bez wątpienia zyskują uwagę nie tylko swojej społeczności. Znacznie częściej sytuacja jest odwrotna, kiedy to adoptują znane już od lat użytkownikom Androida funkcje do swojego systemu i nazywają je innowacyjnymi.
Tym samym, najczęściej są spóźnieni już na starcie. Na ekrany 120 Hz musieliśmy czekać 2 generacje. Widgety i większość opcji dostosowania wyglądu ekranu głównego trafiła w ręce użytkowników dopiero w ubiegłym roku. Dostęp do widgetów itp. właściciele Androidów mieli już od lat… System iOS bez wątpienia się zmienia, jak i same telefony iPhone. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że Apple nie do końca wie w jaką stronę iść dalej.
Wszystkie zaprezentowane w tym roku zmiany to zaledwie kosmetyka, na którą kazali czekać fanom okrągły rok. Jednocześnie można było odczuć, że prezentacja była specjalnie wstrzymywana i rozwleczona w czasie, a Apple w zanadrzu ma pewne nowości, o których nie chce nam powiedzieć. Prawdopodobnie więcej dowiemy się dopiero za rok, kiedy to łaskawie Tim Cook z całą ekipą powiedzą nieco więcej o serii 14. Do tego czasu będziemy musieli żyć z odgrzewanymi kotletami, jakimi są iPhone’y 13.
Dodaj komentarz