Elon Musk – dla jednych filantrop, wizjoner i człowiek czynu, a dla innych zwykły szaleniec z wypchanym po brzegi portfelem. Niezależnie do której z tych dwóch grup należycie, nie możecie mu odmówić jednego. Gość nie ma sobie równych w dotrzymywaniu danego słowa. Niezależnie czy to było wypowiedziane jako żart, anegdotka czy kąśliwa odpowiedź pod ostatnim twittem. Elon Musk jak powie, tak zrobi i chyba nie ma siły, która by go przed tym powstrzymała.
Trudna Twitterowa miłość
Prezes Tesli i SpaceX jest obecny na platformie praktycznie od samego jej początku. Twitter został uruchomiony w maju 2006 roku, a Elon Musk swoje obecne konto założył w czerwcu 2009 roku. Przez ten czas zdążył napisać ponad 15 tysięcy krótkich wiadomości. Te bez większego zaskoczenia skupiały się głównie wokół prowadzonych przez niego firm, na czele oczywiście z już wspominaną Teslą i SpaceX. Nie brakowało jednak tematów pobocznych, które zahaczały między innymi o politykę, kryptowaluty czy inne komercyjne projekty miliardera.

Przez te wszystkie lata osoby, które go obserwują mogły nie tylko być na bieżąco z aktualnymi planami Elona Muska, ale i poznać jego stosunek do różnych kwestii czy innowacji. Miliarder szczególnie ostro lubi wypowiadać się na temat tego jak działają aktualnie media społecznościowe. Albo raczej nie działają, z Twitterem oczywiście na czele. Nie stronił on między innymi od pytania swoich obserwatorów, co także oni sądzą na temat tej konkretnej platformy.
Kilka prostych ankiet pokazało, że społeczność, przynajmniej ta obserwująca profil Elona Muska, ma dość spolaryzowane poglądy co do platformy. Nie powinno być w tym nic specjalnie niezwykłego. W końcu obserwujemy osoby, z których poglądami w ten czy inny sposób się zgadzamy. Niemniej Elon Musk zadał zaledwie 3 proste pytania, które niezwykle mocno uderzają w sam serwis pod względem prywatności i wolności słowa, której obecność jest wątpliwa.
Najwięcej udziałów to za mało

Na początku kwietnia miliarder przejął mniejszościowe udziały w Twitterze. Ten ruch odbił się dość szerokim echem w mediach na całym świecie. Jednak było to dopiero preludium do tego, co stało się kilkanaście godzin temu. Niemniej jednak w tamtym momencie w jego posiadaniu było dokładnie 9.2% wszystkich akcji Twittera. Tego samego dnia wartość akcji spółki na giełdzie wystrzeliła w górę o 26% względem swojej wartości z momentu otwarcia.
Była to jedna z kilku „prowokacji” Muska względem całego zarządu Twittera, który jeszcze do niedawna w ogóle nie chciał traktować go poważnie. Cóż, trudno się temu dziwić, skoro jedną z propozycji miliardera było przeniesienie siedziby firmy z San Francisco do przytułku dla bezdomnych… Niemniej nie był to jedyny sposób na przysłowiowe włożenie kija w mrowisko, bo po raz kolejny w sieci rozgorzała dyskusja czy twitty powinny mieć opcję edycji.

Cały ten teatrzyk był jedynie pokazem siły i możliwości Muska. Wszystko dlatego, że zakup udziałów firmy był początkiem do rozpoczęcia wrogiego przejęcia, które miało miejsce dokładnie 25 kwietnia 2022 roku. Właśnie wtedy Elon Musk za pośrednictwem Twittera, a jakże, poinformował, że jest teraz właścicielem tego medium społecznościowego.
Twitter i 44 miliardy dolarów
Suma za jaką wykupił wszystkie akcje firmy jest niebagatelna, mowa bowiem o 44 miliardach dolarów amerykańskich. To właśnie taka okrągła suma uzbierała się ze wszystkich akcji Twittera, po początkowym wykupieniu przez Muska udziałów o wielkości 9.2%. Samo przejęcie choć imponujące nie jest najważniejszą informacją. Znacznie bardziej istotne są konsekwencje tego działania, które będą dotyczyć nie tylko Twittera, ale i jego użytkowników i to bezpośrednio.
Co dalej z samym Twitterem?

Po pierwsze, jako że Elon Musk jest teraz właścicielem 100% udziałów platformy oznacza, że może z nią zrobić co chce. Innymi słowy, jeżeli aktywnie korzystacie z Twittera, jesteście skazani na łaskę, bądź niełaskę szalonego wizjonera. Niemniej na razie możecie spać spokojnie, bo nie obudzicie się jutro z niedziałającą aplikacją. Elon Musk ma ogromne i całkiem ambitne plany co do tego medium społecznościowego.
Żegnamy błędy, witamy edycję
Jedną z pierwszych ankiet dotyczących kształtu Twittera utworzonych przez Elona Muska była ta dotycząca obecności przycisku edytuj. Twitter w odróżnieniu od takiego Facebooka czy Instagrama od samego początku nie oferował opcji edycji wrzucanych treści. Jedyną możliwością było usunięcie i ponowne wrzucenie krótkiej wiadomości. Problem jak zawsze ma dwie strony i tak jest też w tym przypadku.
Sama funkcja edycji przydatna jest nie tylko do usuwania przypadkowych literówek, które irytują językowych purystów, albo zmieniają znaczenie całej wypowiedzi w sposób niezamierzony lub po prostu zabawny. Niemniej przycisk edycji może być też wykorzystany w złej woli. Można opublikować kontrowersyjny wpis, po czym po kilku godzinach zupełnie zmienić jego wydźwięk. W międzyczasie pojawią się pod nim tysiące komentarzy, udostępnień i serduszek, bądź zupełnie nowych strzałek w dół.
Najistotniejszym jest aby funkcja edycji była wprowadzona z głową. W tym wypadku prawdopodobnie najlepszą opcją byłoby nie tylko oznaczanie twittów, które zmieniono jako edytowane, ale dawanie też możliwości podejrzenia całej historii edycji. Dzięki temu można uniknąć nieporozumień czy sztucznego nabijania zasięgu, przynajmniej do pewnego stopnia.
Algorytm bez tajemnic
Jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic Facebooka, Instagrama, YouTube’a czy nawet TikToka jest ich algorytm polecający nowe treści. Ta tajemnicza moc, która podsuwa Wam dopasowane treści dokładnie pod Wasze gusta. Lubicie oglądać słodkie kotki w Internecie? W takim razie algorytm będzie Wam podrzucał coraz więcej kotków. Wszystko dlatego, że firmom zależy na utrzymaniu Waszej uwagi przez maksymalnie długi czas, a nie ma nic lepszego niż kotki, prawda?
Na Twitterze także znajduje się taki właśnie algorytm, który steruje praktycznie całym ruchem na platformie. Proponuje Wam najciekawsze wpisy na podstawie tego co lubicie, co czytacie i kogo obserwujecie. Problemem nie jest fakt, że ta automatyzacja nie działa, a fakt, że niewiele osób wie jak ona działa.
Z tym konkretnym faktem Elon Musk chce walczyć. Na jednej z ostatnich konferencji z cyklu Ted Talks wizjoner zaznaczył, że chciałby, żeby użytkownicy Twittera mieli większy wgląd w to jak faktycznie zachowują się ich posty po opublikowaniu. Czy te są promowane, a może ich zasięgi zostały „obcięte”. Niezależnie od tego co z wpisem się dzieje, powinien się tam znaleźć konkretny powód takiego stanu rzeczy.

Zdaniem Muska coś takiego przyczyniłoby się do ukrócenia jakichkolwiek manipulacji, które miały mieć miejsce bezpośrednio po stronie osób zarządzających Twitterem. Co więcej CEO SpaceX ma jeszcze ambitniejszy plan, bo chciałby by cały kod algorytmu znalazł się na GitHubie. Tym samym każdy zainteresowany miałby do niego dostęp. W momencie, kiedy kod całego algorytmu Twittera stałby się Open-Source społeczność mogłaby wyszukiwać najróżniejszych błędów czy nawet zagrożeń dla bezpieczeństwa i prywatności.
Niemniej jednak mogłoby to w pewnym stopniu prowadzić także do manipulacji. Jeżeli użytkownicy zrozumieliby w pełni działanie algorytmu, mogliby osiągać niesamowite zasięgi z każdym kolejnym twittem. Niemniej i na to jest jakaś metoda, w końcu algorytmy cały czas ewoluują i zmieniają swoje założenia i sposób działania. Na GitHuba mogłaby być dostępna nie wersja ostatnia, a przedostatnia.
Kryptowaluty to scam
Ten nagłówek i osoba Elona Muska nie idą w parze, przynajmniej nie przez cały czas. Sam prezes Tesli niejednokrotnie chwalił się swoimi osiągnięciami w kwestii inwestowania w kryptowaluty. Hipokryzją byłoby też nazywanie w ten sposób jednej z metod płatności na stronie Tesli. Jednak nie każdy pomysł wykorzystujący Blockchain w oczach Elona Muska jest dobrym spożytkowaniem cennych zasobów.
Dokładnie tak jest w przypadku NFT, które Twitter zdecydował się wprowadzić nie tak dawno temu. Miliarder otwarcie skrytykował platformę za przeznaczanie cennych zasobów, czyli czasu swoich inżynierów, na wprowadzenie zdjęć profilowych NFT. Ich autentyczność jest sprawdzana w sieci Blockchain, jeżeli faktycznie okażecie się właścicielami danego tokenu, to zdjęcie profilowe zamiast okrągłego przyjmie kształt sześciokąta.
Jako kontrargument Elon Musk przyjął niesamowicie irytujący fakt mnogości najróżniejszych scamowych profili namawiających do inwestowania w kryptowaluty. Administracja platformy zdaje sobie z tego nic nie robić i najprawdopodobniej przymyka oko na najróżniejsze, niekiedy strasznie chamskie, formy nagabywania do inwestycji pieniędzy w bezwartościowe kryptowaluty.

Wolność słowa to podstawa
Najbardziej kontrowersyjną ankietę pozwoliłem zostawić sobie na sam koniec. Mowa oczywiście o tej, w której Elon Musk zapytał swoim obserwatorów czy Twitter przestrzega wolności słowa. Niewiele ponad 70% z 2 milionów ankietowanych odpowiedziało wprost, że NIE. Ich zdaniem Twitter nie ma wiele wspólnego z demokracją, jak i wolnością słowa. Trudno się nie zgodzić, skoro konto 45. Prezydenta Stanów Zjednoczonych pozostaje zawieszone.
Niemniej zagadnienie wolności słowa jako takie jest bardziej skomplikowane, szczególnie w przypadku serwisów takich jak Twitter, które są firmami prywatnymi, a nie platformami rządowymi. Twitter tak jak każde inne medium społecznościowe ma wewnętrzny regulamin i zgodnie z jego zapisami moderuje całą obecną w serwisie treść. A przynajmniej powinien moderować, bo coraz więcej osób nie zgadza się z tym, co robi administracja Twittera oraz jak traktuje swoich użytkowników.
Na ten moment nie do końca wiadomo jak Elon Musk planuje podejść do tego tematu, jednak możemy spodziewać się zmian w regulaminie w najbliższym czasie. Jednocześnie osobiście mam nadzieję, że jego uwadze nie umknął fakt, że od wolności słowa do niczym nieskrępowanego hejtu jest bardzo krótka droga.
Czy to koniec Twittera jakiego znamy?
Odpowiedź na to pytanie brzmi – prawdopodobnie tak. Jednak trzeba się zastanowić czy będą to zmiany na lepsze, a może na gorsze. Elon Musk z Twittera korzysta kilkanaście razy częściej, niż jeszcze kilka lat temu. Tym samym raczej nie planuje szybko uśmiercać swojego ulubionego medium do kontaktu ze światem. W końcu jak on sam zaznaczył, ma nadzieję, że nawet jego najwięksi krytycy pozostaną na jego platformie po całkowitym przejęciu.
Źródła: Twitter, Elon Musk, The Verge, NDTV, Visual Capitalist
Dodaj komentarz