Położyłem ręce na najnowszym dziecku ASUSa i Microsoftu – ROG Xbox Ally X. Szumne obietnice ostatecznego handhelda, który łączy moc PC z wygodą konsoli słychać od lat. Zazwyczaj kończy się na bolesnym zderzeniu z rzeczywistością. Tym razem pod maską drzemie potwór: AMD Ryzen AI Z2 Extreme, 24 GB RAM-u i bateria 80 Wh. Na papierze – nokaut, a w praktyce?
Od dnia premiery Steam Decka rynek przenośnych pecetów do gier eksplodował. Każdy producent chce mieć swojego „Deck killera”. ASUS, we współpracy z Microsoftem, podchodzi do tematu po raz kolejny, obiecując ostateczne połączenie mocy komputera osobistego z prostotą i wygodą konsoli. Na pokładzie mamy potężny procesor AMD Ryzen AI Z2 Extreme, aż 24 GB pamięci RAM LPDDR5X-8000 i pojemną baterię 80 Wh.
To specyfikacja, która na papierze powinna zmiażdżyć konkurencję. I w testach wydajnościowych faktycznie to robi. Problem w tym, że granie to nie tylko klatki na sekundę. To całe doświadczenie – od momentu wzięcia urządzenia do ręki, po wyłączenie go po skończonej sesji. A właśnie w tej materii, najnowszy Xbox Ally X jest urządzeniem pełnym kompromisów.
Ergonomia i Design: Komfort okupiony gigantyzmem
Pierwsze wrażenie po chwyceniu Ally X jest jednoznacznie pozytywne. Inżynierowie ASUSa i Microsoftu odrobili pracę domową. Kształt i wyprofilowanie uchwytów są niezwykle podobne do tych w kontrolerze do Xboksa, co przekłada się na fenomenalną wygodę. Mimo słusznej wagi wynoszącej 715 gramów, urządzenie jest świetnie wyważone i nawet trzygodzinna sesja polowania na cyberpsycholi w Night City nie powoduje bólu nadgarstków. To duży plus.
Niestety, ta wygoda ma swoją cenę – gabaryty. Xbox Ally X, pomimo 7-calowego ekranu, jest wyraźnie szerszy i wyższy od Steam Decka. Spakowanie go do torby czy plecaka wymaga planowania, a w dedykowanym etui staje się już na tyle duży, że traci sporo ze swojej „mobilności”. To bardziej przenośna stacja bojowa niż kieszonkowa konsolka.
Jakość zastosowanych materiałów i spasowanie elementów stoją na najwyższym poziomie. Plastik jest twardy, matowy i przyjemny w dotyku. Nic tu nie trzeszczy i nie ugina się pod naciskiem. Sekcja z przyciskami A, B, X, Y oraz bumpery to absolutna czołówka – mają krótki, precyzyjny i niezwykle satysfakcjonujący skok. Spusty, oparte na bezkontaktowych sensorach Halla, są dokładne, co gwarantuje im długowieczność bez ryzyka „dryfowania”, ale w tej cenie spodziewałbym się czegoś więcej. One są po prostu bardzo dobre.
Zastrzeżenia mam do kilku decyzji projektowych. D-pad, choć poprawny, ma formę ośmiokierunkowego dysku, a ja osobiście preferuję klasyczny, bardziej precyzyjny krzyżak. Największym rozczarowaniem są jednak analogi. W urządzeniu tej klasy i ceny, brak magnetycznych drążków nowej generacji, które całkowicie eliminują problem zużycia i dryfowania, jest niezrozumiały.
Co więcej, ASUS uparcie trzyma się „gamingowej” estetyki, stosując podświetlane pierścienie wokół gałek, zamiast przenieść tę gamingową estetykę w bardziej praktyczne miejsce. Jak choćby ikon przycisków funkcyjnych obok ekranu. Te są niewielkie, niezwykle podobne do siebie, a i same nadruki nie są specjalnie dobrze widoczne.
Ekran jasny, szybki, ale to wciąż LCD
Wyświetlacz to praktycznie ta sama jednostka, którą znamy z poprzednich modeli Ally. Panel IPS o przekątnej 7 cali, rozdzielczości 1920×1080, odświeżaniu 120 Hz i jasności 500 nitów z obsługą FreeSync Premium. W praktyce ten jest ostry, a kolory dobrze nasycone. Jasność wystarcza do komfortowej gry w większości warunków oświetleniowych.
Jednakże, to wciąż tylko i aż technologia LCD. W erze paneli OLED, które goszczą już w Switchu (OLED), Steam Decku OLED czy urządzeniach chińskich producentów jak AyaNeo, szarawe czernie w Ally X są nie na miejscu. Granie w mroczniejsze tytuły, jak Space Marine 2 czy horrory, traci mnóstwo klimatu. Brak wsparcia dla technologii HDR również jest odczuwalny. Dodatkowo powłoka antyrefleksyjna Corning Gorilla Glass DXC w rzeczywistości niewiele daje – w słoneczny dzień ekran zamienia się w lustro, a do tego niemiłosiernie zbiera odciski palców.
A sens istnienia 120 Hz w handheldzie? To skomplikowana kwestia. W grach mniej wymagających, osiągnięcie 120 klatek na sekundę nie jest wielkim wyczynem i daje wrażenie niesamowitej płynności. Ale w nowych, wymagających produkcjach AAA, aby zbliżyć się do tej wartości, konieczne jest drastyczne cięcie detali i obniżenie rozdzielczości do 720p. To kompromis, na który mało kto się zdecyduje, woląc grać w stabilnych 40-60 klatkach przy znacznie ładniejszej grafice.
Cichy zabójca wagi ciężkiej
W tej kategorii ROG Xbox Ally X nie bierze jeńców. Sercem urządzenia jest procesor AMD Ryzen AI Z2 Extreme, który w połączeniu z 24 GB ultraszybkiej pamięci RAM LPDDR5X-8000 i wydajnym dyskiem SSD NVMe PCIe 4.0 o pojemności 1 TB tworzy prawdziwego potwora wydajnościowego. A wszystko to chłodzone jest przez genialny system Zero Gravity od ASUSa. Oto jak ten zestaw radzi sobie w praktyce w natywnej rozdzielczości 1080p i trybie Turbo (25W na baterii):
- Cyberpunk 2077: Ustawienia graficzne „SteamDeck” (mieszanka średnich i wysokich). Wynik? Niezwykle stabilne 45 klatek na sekundę podczas eksploracji Night City. To rezultat, o którym większość handheldów może tylko pomarzyć.
- Stellar Blade: Ustawienia średnie z włączoną technologią FSR 3 w trybie „wydajność” i aktywnym generowaniem klatek. Konsola generuje od 95 do 100 FPS, zapewniając niesamowicie płynną i responsywną rozgrywkę.
- Warhammer 40,000: Space Marine 2: Detale ustawione na „niskie” z aktywnym FSR. Średnia liczba klatek oscyluje wokół 65, z okazjonalnymi spadkami do 50 w momentach najbardziej intensywnej akcji na ekranie.
Co najbardziej imponuje, to fakt, że Xbox Ally X osiąga te wyniki, pozostając zaskakująco cichym i chłodnym. Nawet podczas maksymalnego obciążenia, dwa wentylatory generują jedynie przyjemny dla ucha, niski szum, bez irytujących, piskliwych tonów. Obudowa w miejscach, gdzie spoczywają dłonie, pozostaje co najwyżej letnia. To majstersztyk inżynierii termalnej.
Potęga na bardzo, bardzo krótkiej smyczy
Tutaj dochodzimy do brutalnej prawdy o handheldach z najwyższej półki wydajnościowej. Akumulator o pojemności 80 Wh wydaje się ogromny, ale dla żarłocznego procesora Z2 Extreme to zaledwie przekąska. Uruchamiając wymagający tytuł AAA w trybie Turbo (25W), musimy liczyć się z czasem pracy na poziomie zaledwie 80~90 minut. To wynik, który stawia pod znakiem zapytania mobilność tego urządzenia.
Przejście do trybu Performance (17W) wydłuża ten czas do około 2~2.5 godziny, ale odbywa się to kosztem zauważalnego spadku wydajności. Sytuacja wygląda znacznie lepiej w przypadku prostszych gier w trybie Silent (13W), gdzie można liczyć na 4~5 godzin zabawy. To jednak wciąż wyniki dalekie od tego, co oferuje zoptymalizowany pod tym kątem Steam Deck OLED czy Nintendo Switch 2.
Dołączona do zestawu ładowarka 65W naładuje urządzenie do pełna w około 1.5 godziny. Wniosek jest prosty – jeśli myślisz o graniu w najnowsze hity poza domem, potężny powerbank o mocy co najmniej 65W jest absolutnie niezbędnym akcesorium.
Konsolowe doświadczenie to wciąż iluzja
To największy i najbardziej frustrujący problem tego urządzenia. Microsoft i ASUS chwalą się nowym, „konsolowym” interfejsem Xbox Full Screen Experience, który ma uprościć obsługę Windowsa 11. I owszem, na pierwszy rzut oka wygląda to nieźle. Problem w tym, że to tylko fasada, a pod spodem czai się ten sam, nieprzystosowany do obsługi padem system operacyjny.
Nawigacja kontrolerem to istna loteria. Próba przesunięcia zaznaczenia w prawo często kończy się skokiem w dół. Wywołanie karuzeli do przełączania się między aplikacjami za pomocą dedykowanego przycisku działa… kiedy ma na to ochotę. W menu gry Forza Horizon 5 działa bezbłędnie, ale już w nakładce Xbox czy w grze Cyberpunk 2077 odmawia posłuszeństwa. Zmusza to użytkownika do ciągłego sięgania do ekranu dotykowego, co jest zaprzeczeniem idei obsługi konsolowej.
A co z resztą systemu? Tu właśnie pojawia się wspomniany niuans. Chcesz zmienić ustawienia systemowe? Sprzęt przerzuca cię z gamingowego interfejsu Xbox wprost do klasycznej aplikacji ustawień z Windows 11. I tu brawa dla Microsoftu – po tym klasycznym menu można teraz w pełni nawigować za pomocą kontrolera. Nie trzeba już polować palcem na malutkie przełączniki. To duży krok naprzód w kwestii dostępności.
Nie zmienia to jednak faktu, że jest to bolesne wyrwanie z iluzji obcowania z konsolą. W jednej chwili jesteśmy w estetycznym hubie gracza, a w następnej lądujemy w menu, które wygląda jak wyjęte z uczelnianego komputera. Spójność leży i kwiczy. To wciąż dwa światy – gamingowy i pecetowy – niezdarnie sklejone ze sobą, a przejście między nimi jest równie subtelne, co uderzenie obuchem.
Dodajmy do tego osobny byt w postaci aplikacji Armoury Crate SE do zarządzania profilami mocy i podświetleniem, a otrzymamy system z trzema różnymi osobowościami, które nie do końca się ze sobą dogadują.
Dla kogo jest ta bestia? I czy warto?
ASUS ROG Xbox Ally X to technologiczny majstersztyk opakowany w problematyczne oprogramowanie, które być może z czasem stanie się lepsze (mam taką nadzieję). To urządzenie, które jednocześnie zachwyca i potrafi doprowadzić do szewskiej pasji. Z jednej strony mamy fenomenalną wydajność, rewelacyjną kulturę pracy, świetną ergonomię i topową jakość wykonania. Z drugiej – frustrujące oprogramowanie, które jest zaprzeczeniem obiecywanej prostoty, spore rozmiary i czas pracy na baterii, który z mobilnością ma niewiele wspólnego.
To nie jest sprzęt dla każdego. To propozycja dla hardkorowego entuzjasty, dla „power usera”, który ceni sobie surową moc ponad wszystko inne. Dla kogoś, kto jest gotów zapłacić wysoką cenę i poświęcić czas na walkę z Windowsem, aby móc zagrać w najnowsze gry w najwyższej możliwej jakości w pociągu czy gdziekolwiek indziej.
Ja, jako wieloletni użytkownik Steam Decka, zostaję przy platformie Valve. Jest słabsza, to fakt. Ale jest też mniejsza, tańsza, dostępna w wersji z ekranem OLED, a przede wszystkim oferuje spójne, przemyślane i bezproblemowe oprogramowanie. Po prostu działa.
A jeśli jesteś już posiadaczem zeszłorocznego modelu ROG Ally X? Stanowczo odradzam przesiadkę. Zysk wydajności jest marginalny, a nowe „konsolowe doświadczenie” trafi na wasze urządzenia wraz z aktualizacją Windowsa.
Sprzęt został wypożyczony od producenta.
Dodaj komentarz