Rynek słuchawek TWS w budżetowym segmencie premium to prawdziwa dżungla. Walczą tam wszyscy: JBL, Xiaomi, Soundcore, Edifier. Każdy ma w logo coś, co polski konsument już kojarzy. I nagle na tę imprezę wchodzi CMF by Nothing – marka, o której większość ludzi nad Wisłą jeszcze nie słyszała.
Wchodzi i z ceną, która każe się poważnie zastanowić, gdzie jest haczyk, rzuca na stół sprzęt, który powinien wywołać panikę u konkurencji. Przez ostatnie trzy miesiące chętnie do nich wracałem, nawet mając na biurku droższe modele. I już wiem, dlaczego.
Fidget toy z konsekwencjami
Zacznijmy od tego, co widać jako pierwsze. Etui. Jest inne. Kanciasta, matowa bryła z charakterystycznym aluminiowym pokrętłem na klapce. Jest niezwykle przyjemne w dotyku, a samo pokrętło… cóż, nie robi absolutnie nic. W modelu Pro 2 służyło do sterowania głośnością czy muzyką. Tutaj jest tylko i wyłącznie ozdobą. Fidget toyem, elementem „duszy” Nothing, którym można sobie pokręcić dla zabawy.
Czy to irytujące? Nie. Czy to zmarnowany potencjał? Owszem. Ale po trzech miesiącach muszę przyznać, że bez tego detalu to byłyby kolejne anonimowe słuchawki. Niestety, matowa, miękka powłoka etui to magnes na ślady użytkowania. Po kwartale noszenia w kieszeni i plecaku pokryło się siatką drobnych rysek. Nie wygląda ono tragicznie, nie wstyd położyć go na stole w kawiarni, ale widać, że jest użytkowane. Czego mi tu brakuje? Ładowania bezprzewodowego. W tej półce cenowej byłaby to kropka nad „i”, choć wciąż jest rzadkością.
Same pchełki to już klasyka gatunku. Są lekkie, mają standardowy kształt z „patyczkiem” i leżą w uchu doskonale. Plus za owalne, silikonowe końcówki – lepiej dopasowują się do kanału słuchowego i nie cisną, nawet przy wielogodzinnych sesjach.
Dźwięku – tu zaczyna się magia
Jednak najważniejszym pytaniem, które trzeba zadać jest czy słuchawki z tej półki cenowej mogą dobrze grać? Odpowiadam: mogą. I to jeszcze jak! CMF Buds 2 Plus grają absurdalnie dobrze jak na kwotę, którą trzeba za nie zapłacić. Prosto z pudełka dostajemy brzmienie ustawione w delikatny profil V, z minimalnym podbiciem niskich tonów, zwłaszcza na samym początku pasma.
Kluczowe jest to, że bas, choć obecny i satysfakcjonujący, jest jednocześnie precyzyjny. Nie ma mowy o tanim, dudniącym łupaniu, które zalewa resztę pasma. On nie przysłania wokali ani średnicy, a wręcz nadaje im przyjemnego ciepła i głębi. Dzięki temu zadowoleni będą fani niemal każdego gatunku – od elektroniki i popu, przez rocka, aż po metal. Co więcej, klarowność pasma sprawia, że świetnie sprawdzają się też przy podcastach.
Wisienką na torcie jest wsparcie dla kodeka LDAC. Znalezienie go w tak wycenionym produkcie to rzadkość. Tym samym o ile masz dostęp do odpowiedniego źródła (np. telefon z Androidem), do słuchawek trafia sygnał wyższej jakości, a tym samym one mają z czego „rzeźbić” dobry dźwięk.
Nothing X – centrum dowodzenia
Dobry sprzęt potrzebuje dobrego oprogramowania. W tanich słuchawkach aplikacja to nigdy nie jest pewnik. Czasem nie ma jej wcale, a czasem lepiej żeby jej nie było… Tutaj na szczęście żaden z dwóch scenariuszy nie miał miejsca. CMF Buds 2 Plus łączą się z pełnoprawną aplikacją Nothing X – i to jest jedna z najlepszych apek do zarządzania słuchawkami na rynku.
Stabilna, przejrzysta i oferuje masę zaawansowanych funkcji. Jest tu nie tylko możliwość aktualizacji oprogramowania czy personalizacji sterowania, ale też korektor (EQ). Co prawda w uproszczonej wersji, ale całkiem skutecznej wersji. Dlatego, jeśli domyślne brzmienie „V” nie pasuje, nic nie stoi na przeszkodzie, by w kilka sekund je spłaszczyć lub podbić wyższe tony albo odjąć z basu. Do tego na Androidzie dostajemy bardzo wygodny widget do zarządzania trybami pracy z poziomu ekranu głównego. Klasa.
ANC – cisza warta każdych pieniędzy
Aktywna redukcja szumów (ANC) w słuchawkach budżetowych zazwyczaj działa symbolicznie. Ma być na pudełku, a nie w uszach. W CMF Buds 2 Plus ona po prostu działa. I to „całkiem skutecznie”. Oczywiście, nie jest to poziom absolutnej, próżniowej ciszy, jaki oferują słuchawki za 1000 złotych, ale nie o to chodzi.
Te słuchawki genialnie wycinają niskie, monotonne szumy. Dźwięk silnika w autobusie, gwar w pociągu, szum klimatyzacji w biurze – to wszystko znika na tyle skutecznie, że można się skupić nawet bez włączonej muzyki. A gdy tylko poleci jakikolwiek utwór, ANC staje się murem odgradzającym nas od otoczenia.
Tryb transparentny? Jest. Działa poprawnie. Pozwala usłyszeć komunikaty na dworcu lub zamówić kawę bez wyjmowania słuchawek z uszu. Nie jest to może naturalność znana z topowych modeli Apple, ale robi dokładnie to, co do niego należy – przepuszcza dźwięk, gdy tego potrzebujemy.
Bateria: Maratonka, nie sprinterka
Przechodzimy do kolejnego punktu, w którym CMF nokautuje konkurencję. Bateria. Producent obiecuje dużo, a ja to zweryfikowałem w najgorszych możliwych warunkach. Mój scenariusz testowy: 6-godzinny maraton prac remontowych w domu. Włączone ANC, włączony kodek LDAC (który żre baterię jak szalony), głośność na 50-60%. Słuchawki padły? Nie. Dopiero po tych sześciu godzinach zaczęły informować o niskim stanie energii.
To wynik rewelacyjny. Oznacza to, że w normalnym użytkowaniu na kodeku AAC czy SBC i z ANC włączanym sporadycznie, te słuchawki są nie do zdarcia. Przez trzy miesiące testów, przy codziennym użytkowaniu po 2-3 godziny, całe etui ładowałem może 7-8 razy. Można zapomnieć, gdzie się zostawiło kabel.
Co poszło nie tak? Rozmowy i sterowanie
Nie ma ideałów, zwłaszcza w tej klasie sprzętu. Oszczędności słychać tam, gdzie zazwyczaj się je robi – w mikrofonach. Jakość rozmów jest po prostu przeciętna. Moi rozmówcy nie narzekali, słyszeli mnie wyraźnie, ale w głośnym otoczeniu mój głos bywał stłumiony. Da się rozmawiać, ale nie jest to sprzęt do telekonferencji z wietrznej ulicy.
Drugi zgrzyt to sterowanie dotykowe. Opiera się na stuknięciach w „patyczki” i… mogłoby być lepiej. Jest trochę nieprecyzyjne, a reakcja na dotyk bywa różna. Działa, ale wymaga przyzwyczajenia i czasem irytuje, gdy chcemy szybko zmienić utwór, a słuchawka nie zareaguje za pierwszym razem.
Tytuł króla opłacalności
CMF Buds 2 Plus to nie są słuchawki idealne. Ale po 3 miesiącach testów jestem pod ich ogromnym wrażeniem. Podsumujmy to uczciwie.
Minusy
Plusy
Tylko co z tego, że mają wady? Absolutnie nic. Bo gdy uświadomimy sobie, że mówimy o sprzęcie za 259 złotych, te minusy schodzą na trzeci plan. W zamian dostajemy sprzęt, który skupia się na tym, co w słuchawkach najważniejsze: na rewelacyjnym dźwięku, skutecznej ciszy i baterii, która wydaje się nie mieć końca. W zestawieniu cena/jakość to jest więcej niż świetny stosunek.
To jest definicja króla opłacalności. Jeśli szukasz słuchawek TWS z ANC i nie chcesz wydawać fortuny, a zależy Ci przede wszystkim na dźwięku i baterii, a nie na luksusowych dodatkach – przestań szukać. Właśnie znalazłeś.
Sprzęt został wypożyczony od producenta.

Dodaj komentarz