Od lat każda premiera nowego Samsunga Galaxy Z Fold była świętem technologii. To Samsung, jako niekwestionowany pionier, wyznaczał ścieżki, przecierał szlaki i pokazywał światu, jak powinna wyglądać przyszłość smartfonów. To oni stworzyli tę kategorię, więc nasze oczekiwania, podsycane latami innowacji, były ogromne. Zawsze czekaliśmy na „więcej” – więcej mocy, więcej sensu w tej składanej formie.

Niestety, po kilku dniach z Galaxy Z Fold7 mam nieodparte wrażenie, że formuła „więcej” została zastąpiona przez „mniej”. Nowy model jest co prawda smuklejszy i lżejszy, co samo w sobie jest godne pochwały. Problem w tym, że ta pogoń za gramami i milimetrami odbyła się kosztem funkcji, które definiowały tożsamość tego urządzenia.
Gdy dołożymy do tego stagnację w kluczowych obszarach i oszałamiającą cenę startową, to obraz, jaki się wyłania, jest po prostu smutny. Obraz lidera, który zgubił drogę i nie bardzo wie, czym jego flagowy produkt ma w ogóle być.
Cena smukłości: Bolesne kompromisy
Nie da się ukryć – wzięcie Folda7 do ręki po raz pierwszy to przyjemne doświadczenie. Telefon waży zaledwie 215 gramów i ma po otwarciu grubość 4,2 mm. To robi ogromne wrażenie w porównaniu z modelem Z Fold6, jednak po kilku miesiącach spędzonych z OPPO Find N5, to wrażenie już nie jest takie wyjątkowe.

Niemniej jest solidnie wykonany, dobrze wyważony i czuć, że jest to produkt premium. Tyle tylko, że ten sukces inżynierów okupiono decyzjami, które są trudne do obrony…
Pierwszą i najważniejszą ofiarą jest wsparcie dla rysika S Pen. To był symbol produktywności, narzędzie, które wyróżniało Folda na tle wielu, choć nie wszystkich, konkurentów. Pozwalało na precyzyjne operacje, które na zawsze pozostaną poza zasięgiem opuszków palców – od ręcznych notatek, podpisów na PDF-ach, przez szkicowanie, aż po profesjonalną edycję zdjęć.

Samsung tłumaczy, że usunięcie warstwy digitizera pozwoliło odchudzić konstrukcję, a i tak mało kto z niej korzystał. To argumentacja, która nie wytrzymuje krytyki. Odebranie tej funkcji to odebranie Foldowi jego profesjonalnej duszy. Zwłaszcza, że konkurencja, jak OPPO Find N5, udowadnia, że przy identycznej grubości można zaimplementować obsługę rysika i to na obydwu ekranach.
Drugim bolesnym krokiem w tył jest rezygnacja z aparatu ukrytego pod ekranem (UDC) na rzecz klasycznej „dziury”. Technologia UDC, obecna od modelu Fold3, może i nie oferowała rewelacyjnej jakości zdjęć, ale zapewniała to, co w składanym smartfonie najcenniejsze – nieprzerwaną, wielką połać ekranu, idealną do pracy i multimediów.




Teraz mamy powrót do przeszłości. Otwór na aparat umieszczono w fatalnym miejscu – nie w rogu, lecz w 3/4 szerokości górnej ramki. W pozycji horyzontalnej, dla maksymalizacji rozmiaru ekranu, ta nachodzi na filmy i gry, nieustannie o sobie przypominając.
Ergonomia, która budzi wątpliwości
Nowa, smukła konstrukcja przyniosła ze sobą nowe problemy. Zawias jest teraz zauważalnie sztywniejszy. W połączeniu z silnymi magnesami trzymającymi telefon w pozycji zamkniętej, sprawia to, że jego otwarcie jest trudne i niekomfortowe. Trzeba się z urządzeniem siłować, co psuje całe wrażenie obcowania z luksusowym sprzętem. Co gorsza, już po jednym dniu niezbyt intensywnego użytkowania mój egzemplarz testowy stracił zdolność do idealnego rozkładania się na płasko.
By uzyskać kąt 180 stopni, muszę go delikatnie, ale stanowczo „dopchnąć”. To czerwona flaga, jeśli chodzi o długoterminową wytrzymałość. Do tego dochodzi ogólna filozofia designu. Samsung uparcie trzyma się bardzo kanciastej, prostokątnej bryły. O ile wygląda to nowocześnie, gdy telefon jest zamknięty, o tyle po otwarciu staje się ergonomicznym problemem.

Ostre rogi urządzenia boleśnie wbijają się w dłonie podczas dłuższego trzymania, czy to przy czytaniu, czy oglądaniu wideo. To męczące i niekomfortowe. Ponownie, wystarczy spojrzeć na konkurencję z jej bardziej zaokrąglonymi kształtami, by zrozumieć, że można to było zrobić znacznie lepiej.
Na koniec wyspa aparatów. Jej pionowy, wystający układ, żywcem przeniesiony z serii Galaxy S, kompletnie nie pasuje do składanej formy. Powoduje, że telefon leżący na blacie – czy to złożony, czy rozłożony – niemiłosiernie się chwieje przy każdym dotknięciu. To detal, który w codziennym użytkowaniu może doprowadzić do szaleństwa. Konkurencja już dawno zrozumiała, że w tej formie znacznie lepiej sprawdzają się wyspy okrągłe.




Déjà vu, czyli witamy w 2021 roku
Są obszary, w których Samsung zdaje się od lat ignorować głosy użytkowników i postęp u konkurencji. Mowa oczywiście o zasilaniu. Wsadzenie do flagowego urządzenia, napędzanego potężnym procesorem Snapdragon 8 Gen 4 baterii o pojemności zaledwie 4400 mAh to zaklinanie rzeczywistości. To ta sama wartość, co w modelu Z Fold3 z 2021 roku!
Przez pięć generacji niewiele się tu zmieniło. Podobnie jak w kwestii ładowania, które wciąż jest ograniczone do „zawrotnej” mocy 25W. W świecie, gdzie konkurencyjne składane modele oferują ogniwa 5500-6000 mAh i ładowanie nawet 80W, propozycja Samsunga wygląda jak relikt przeszłości.

Oprogramowanie? Tu również czas się zatrzymał. Praca na trzech aplikacjach jednocześnie wygląda imponująco na materiałach marketingowych, ale w praktyce dwa z tych okien są tak małe, że ciężko je nazwać pełnoprawnymi aplikacjami. Rozwiązania od OnePlus czy OPPO, z ich „chowanymi” oknami i lepszym zarządzaniem przestrzenią, są o lata świetlne z przodu pod względem faktycznej produktywności.
Kryzys tożsamości w cieniu konkurencji
Wszystkie te problemy składają się na obraz urządzenia, które przeżywa kryzys tożsamości. Czym jest dziś Galaxy Z Fold7? Już nie jest bezkompromisowym notatnikiem dla profesjonalistów, bo stracił S Pena. Nie jest idealnym urządzeniem do multimediów, bo w ekranie pojawiła się przeszkadzająca dziura. Nie jest też mistrzem ergonomii, bo jego kanciaste rogi wbijają się w dłonie.

Tymczasem konkurencja z Chin nie śpi. Pokazuje, jak powinien ewoluować składany smartfon. Oferuje lepszą ergonomię, znacznie wydajniejsze baterie i szybsze ładowanie, a także bardziej zaawansowane oprogramowanie. I co najważniejsze – często robi to w niższej cenie. Ta stagnacja Samsunga wynika najprawdopodobniej z braku realnej konkurencji na kluczowych dla niego rynkach Europy i USA. Niestety, ofiarą tej komfortowej pozycji jest klient.
Rozczarowanie z metką premium
Samsung Galaxy Z Fold7


Samsung Galaxy Z Fold7, mimo, że smuklejszy i lżejszy, w ogólnym rozrachunku jest krokiem w tył. To telefon pełen niezrozumiałych kompromisów, który zatracił swój unikalny charakter na rzecz pogoni za kilkoma gramami. W zawrotnej cenie otrzymujemy produkt, który w wielu aspektach jest gorszy nie tylko od dynamicznie rozwijającej się konkurencji, ale i od swoich poprzedników.
To nie jest złość, a raczej smutek, że firma o tak ogromnym potencjale serwuje nam produkt tak bardzo pozbawiony ambicji i niedopracowany w podstawowych kwestiach ergonomii. Pełna recenzja zweryfikuje, czy da się z tym telefonem żyć na co dzień, ale już teraz wiem, że będzie to związek bardzo trudny i pełen wyrzeczeń.

Sprzęt został wypożyczony od producenta.
Dodaj komentarz