Twórcy Steam Decka od wielu lat pracują nad rozwojem bazującego na Linuxie SteamOS, dotychczas stale borykano się jednak z pewnym problemem
Gdzieniegdzie krążą słuchy, że w ostatnim czasie sytuacja mogła się zmienić, pytanie — na lepsze czy na gorsze?
W kwestii poszerzenia zasięgu obejmowanego przez system podjęta została dość znacząca decyzja
Na noże z Billem G? Można tak powiedzieć
Stworzenie nowego OS-u było bezpośrednią odpowiedzią na zarówno restrykcyjną jak i mało przyjazną politykę Microsoftu. W okolicach pojawienia się Windowsa 8 gigant postanowił zintegrować kluczowe usługi takie jak app store oraz Xbox. Skutki tego widoczne są po dziś dzień, szczególnie w przypadku Windows 11. Tutaj instalacja jakiejkolwiek aplikacji z zewnętrznych źródeł owszem jest możliwa jednak wymaga dosłownego przeklikiwania się przez gąszcz wcale nie tak łatwo dostępnych opcji.
Przez cały czas istniał już dedykowany klient Steam jednak wrażenia użytkowników nie były do końca takie jak życzyłby sobie tego sam Gaben. Zdarzały się problemy z kompatybilnością, działaniem i zawieszaniem się niektórych tytułów oraz funkcji. Ostateczną odpowiedzią Valve był rozwijany do dziś projekt bazujący początkowo na dystrybucji Linuxa zwaną Debian.
SteamOS, bo o niego tutaj chodzi, od samego początku sprawiał wrażenie prawdziwie konsolowego i w rzeczywistości takie było (i nadal jest) jego główne przeznaczenie. Jest on również niezwykle podatny na modyfikacje jednak kompatybilność z bardziej desktopowym sprzętem, pozostawiała wiele do życzenia.
Jak jest obecnie?
Wraz z upływem czasu developerzy poprzez kolejne aktualizacje aż do tej pory rozwijają i usprawniają działanie systemu operacyjnego. Część tzw. power userów pomimo panującego przekonania starało się szukać rozwiązania na własną rękę, stąd też pojawiły się różnorakie nieoficjalne mody i patche. Okazuje się jednak, że i zespół Gabe Newella najwyraźniej nie próżnuje, na dany moment jest bowiem o niebo lepiej, niż można się było spodziewać.
Jeden z popularniejszych zagranicznych youtuberów z branży IT prowadzący kanał pod nazwą Linus Tech Tips postanowił przetestować najnowszą wersję. Według samych twórców wymagania SteamOS jako takie nie istnieją i teoretycznie powinien ruszyć na w zasadzie każdym sprzęcie. Istnieją jednak pewne rekomendacje w przypadku komputerów klasy PC i notebook a jest nim obecność przyzwoitego GPU, które wyszło spod rąk AMD oraz jakiegokolwiek dysku NVME.
Jak pokazała praktyka, jest to jak najbardziej prawda, ponieważ sam Linus, próbując „odpalić” OS na RTX 3060 już na starcie poniósł porażkę. W rezultacie nie udało się ani doprowadzić instalacji do końca, ani tym bardziej skutecznie uruchomić całości. Koniec końców zdecydowano się postawić na platformę testową składającą się w pełni z komponentów Czerwonych.
Źródło: Linus Tech Tips
Po tej drobnej, aczkolwiek znaczącej zmianie okazało się, że wszystko „śmiga” nadzwyczaj gładko dając nadspodziewanie przyjemny efekt, co okazało się sporym zaskoczeniem.
SteamOS konkurencją dla Windowsa, czyli jednak?
Chociaż nie zostało to powiedziane wprost to teraźniejsze działania Valve wydają się potwierdzać przypuszczenia. Poza mniej oficjalnymi pracami prowadzonymi na wersjach beta spółka ogłosiła, a w zasadzie podjęła już pierwsze kroki zmierzające ku nawiązaniu współpracy.
Pierwszym kandydatem okazało się być Lenovo wraz z ich najnowszym handheldem o nazwie Legion Go S. Według słów jednego z gabenowskich inżynierów kooperacja ma na celu zoptymalizowanie poszczególnych funkcji systemu pod jak największą ilość konfiguracji sprzętowych. Miałoby to sprawić, że wymagania SteamOS staną się znacznie mniej sztywne, czyniąc całość dużo bardziej uniwersalną.
Jest to ponownie wyraźny ukłon w stronę community pokazujący otwartość umysłu i przyjazną dłoń wyciągniętą w stronę w zasadzie wszystkich. Biorąc pod uwagę fakt, że obecnie tego typu postawa stanowi niespotykaną rzadkość zabieg wydaje się być strzałem w dziesiątkę. Zarówno teoretyczny jak i praktyczny wpływ działań na PR oraz wizerunek korporacji z pewnością nie jest bez znaczenia.
Co z obawami o konkurencyjność? – odpowiedź pracownika wydaje się być zarówno prosta jak i sensowna, aczkolwiek nieco pewna siebie. Uważa on, że nawiązanie partnerskich stosunków z jakimkolwiek innym podmiotem nie stanowi realnego zagrożenia dla valve’owskich finansów. Wszystko za sprawą dedykowanych autorskich opcji i rozwiązań, jakich nie oferuje konkurencja. Rozmówca dodaje również, że działa to w obydwie strony. Wszystko jest więc tak naprawdę kwestią indywidualnych preferencji i wyboru w myśl zasady „każdy znajdzie coś dla siebie”.
Źródła: YouTube, Steam, TechNetBooK
Miniatura: VideoCardz (edycja własna)
Dodaj komentarz