Apple w 2011 roku zaprezentowało światu, na tamten moment najdoskonalszy, smartfon w ich portfolio – iPhone 4S. Wraz z nim zadebiutowała nowa wersja systemu, która oferowała aplikację iMessage. Już wtedy nie była to jedynie aplikacja do wysyłania SMS-ów. Był i notabene wciąż jest to komunikator zamknięty dla użytkowników sprzętów Apple, który jest dostępny nie tylko na smartfonach czy zegarkach, ale i tabletach, czy komputerach.
Co jest nie tak z iMessage?
Tak jak wspominałem już we wstępie, iMessage jest komunikatorem dostępnym jedynie dla użytkowników Apple. Jednak skąd tutaj publiczne nękanie i lincz? Problem z komunikatorem Apple jest jeden, a dotyczy on koloru dymków w aplikacji. Jeżeli używacie iMessage to doskonale wiecie, o co chodzi. Jeżeli w aplikacji otrzymacie wiadomość od innego użytkownika sprzętu Apple to dymek czatu będzie miał kolor niebieski. Z kolei, jeżeli będzie to klasyczna wiadomość SMS, to ten będzie w kolorze zielonym.
Możecie stwierdzić, że to przypadek, ale prawda może być nieco inna, choć sam dobór kolorów może być kwestią przypadku. Zgodnie z tym, co powiedział Justin Santamaria, na którego powołał się The Wall Street Journal, zielony dymek to pozostałość po tworzeniu aplikacji iMessage. Chodziło o to, by deweloperzy w łatwy sposób mogli odróżnić to czy wiadomość pochodzi z innego urządzenia Apple czy też spoza ekosystemu.
Jego zdaniem za zastosowaniem koloru zielonego, który teraz jawnie nawiązuje do Androida, nie stały żadne ukryte zamiary. Innymi słowy, był to zwykły zbieg okoliczności i można by puścić to w niepamięć. Jednak oficjalne stanowisko firmy daje nam jasno do zrozumienia, że taki stan rzeczy jest Apple na rękę. Po prostu za nic w świecie nie chcą zrezygnować z kolorowania dymków na dwa różne kolory. Ale co to za problem zapytacie?
Apple nawołuje do nękania
A przynajmniej nie robi tego wprost. Wyżej opisany problem z iMessage można znacznie łatwiej zaobserwować u naszych zachodnich przyjaciół zza oceanu, czyli w Stanach Zjednoczonych. Tam użytkownicy systemu od Google stanowią mniejszość, w przeciwieństwie do naszego narodowego podwórka, gdzie na każdego fana Apple przypada 9 Androidowców. Apple w USA ma przewagę, może nie miażdżącą, ale wciąż przewagę, jeżeli chodzi o liczbę użytkowników.
Blisko 60% wszystkich użytkowników smartfonów w USA i ponad 55% w Kanadzie to właściciele urządzeń z logiem nadgryzionego jabłka. Prawie całą resztę stanowią użytkownicy Androida. Stąd też większa i jednocześnie niechlubna popularność „nękania” właścicieli smartfonów z systemem od Google. Wszystko przez obecność zielonego dymka w konwersacji z przyjaciółmi zamiast niebieskiego, jak inni rówieśnicy.
Zielony znaczy gorszy
Podział na dwa kolory dymków, który został jako pozostałość po tworzeniu aplikacji, zbiera teraz dość nieoczekiwane żniwo. Nastolatki z USA oraz Kanady wykorzystują te informacje, by już na wstępie dowiedzieć się z kim mają do czynienia. Oczywiście mówimy o najbardziej przyziemnym szufladkowaniu ludzi na podstawie tego, z jakiego smartfona korzystają. Innymi słowy, jeżeli dymek z Waszą wiadomością jest zielony, jesteście od razu zakwalifikowani do „tej gorszej” kategorii.
Aplikacja iMessage, podobnie zresztą jak inne komunikatory, wykorzystuje dość zunifikowaną szatę graficzną. Dymki z wiadomościami pomiędzy dwoma iPhoneami czy generalnie sprzętami giganta z Cupertino będą szare lub niebieskie. Wszystko zależy od tego, kto jest nadawcą danej wiadomości. Natomiast, jeżeli piszecie z osobą spoza ekosystemu sytuacja jest zgoła inna. Otrzymywane wiadomości wciąż będą szare, ale każda wysłana z Waszej strony będzie mieć kolor zielony.
Tym samym dokładnie wiadomo, że piszecie z osobą, która na co dzień w kieszeni nie nosi sprzętu Waszym zdaniem jedynej słusznej firmy. A przynajmniej tak wynika z niektórych wypowiedzi, jakich nastolatkowie udzielili w wywiadzie przeprowadzonym przez dziennikarzy dla The Wall Street Journal. Kolor zielony jest nie tylko uważany za gorszy, ale w niektórych przypadkach jest wręcz niemile widziany.
Znam osoby z Androidem, które przepraszały za to, że mają Androida i nie mają iMessage.
Niestety zielony dymek może mieć także nieco dalej idące konsekwencje. Może na przykład przesądzić o tym czy macie jakiekolwiek szanse u potencjalnej dziewczyny czy chłopaka. Dobitnie pokazuje to jedna z przytaczanych przez portal historii. Niejaka Jocelyn Maher z Nowego Jorku podzieliła się sytuacją, która miała miejsce w jej prywatnym życiu. W trakcie rozmowy przez iMessage z potencjalną drugą połówką, która używała Androida…
Powiedziałam „O boże, jego tekst jest zielony”, a moja siostra stwierdziła „To obrzydliwe”.
Na wiadomościach się (nie) kończy
To, co oferuje iMessage znacząco wykracza poza klasyczną aplikację do wymiany wiadomości tekstowych. To pełnoprawny komunikator internetowy ograniczony jedynie dla posiadaczy sprzętu Apple. Użytkownicy mogą tam dzielić się całymi galeriami zdjęć, przesyłać wiadomości głosowe, wykorzystywać trójwymiarowe awatary memoji czy w końcu grać w proste gry. Wiele z tych funkcji jest zupełnie niedostępnych dla Androidowców.
Ogromna skala iMessage
Niestety nie wiemy dokładnie ile jest przypadków nękania użytkowników smartfonów innych marek, niż Apple. Wiemy natomiast, że sam gigant z Cupertino nic z tym nie robi i to zupełnie nic. Apple dawało o tym znać już wielokrotnie, a z pierwszym oficjalnym oświadczeniem mogliśmy się spotkać w 2013 roku. Dokładnie w kwietniu tego roku Craig Federighi, który aktualnie odpowiada za rozwój systemów iOS, iPadOS oraz macOS, wypowiedział dokładnie takie słowa:
Przeniesienie aplikacji na Androida bardziej zaszkodzi, niż pomoże firmie
Podobnie wypowiedział się niecałą dekadę później Phil Shiller – szef marketingu w Apple. Miało to miejsce przy okazji przesłuchań w procesie, który Apple toczy z Epic Games. Przy okazji tej samej sprawy sądowej poznaliśmy także bezpośredni powód, dla którego iMessage nigdy nie powstanie na platformę Google. Poniższe słowa także zostały wypowiedziane przez nikogo innego, tylko Craig’a Federighi’ego.
iMessage na Androida posłużyłby po prostu do usunięcia bariery dla rodzin z iPhone’ami, by kupować dzieciom smartfony z Androidem.
Innymi słowy Apple zależy wyłącznie na pieniądzach. To w sumie żadne przełomowe odkrycie, w końcu jest to firma prywatna, więc oczywiste, że musi zarabiać. Jednak z biegiem lat sam zarobek stał się głównym celem dla Apple, a nie tak jak miało to miejsce wcześniej, dostarczanie przełomowych urządzeń, dopracowanego oprogramowania czy w końcu troszczenie się o własnych klientów zarówno tych obecnych, jak i potencjalnych.
Zamiast tego wykorzystują swoją monopolistyczną pozycję, a także zamknięty ekosystem, w którym to użytkownicy wywierają presję na innych, by Ci kupili sprzęt Apple. W przeciwnym razie narażają się na publiczny ostracyzm, wykluczenie z grona znajomych czy nawet publiczny lincz tylko dlatego, że nie używają urządzenia „jedynej słusznej firmy”.
Niestety ta taktyka przynosi wymierne efekty, jak moralnie zła by nie była. Na ten moment ze smartfonów firmy Apple korzysta już około 87% wszystkich nastolatków mieszkających w Stanach Zjednoczonych.
Co na to Google?
Ostatnio Google odniósł się do całej sytuacji, wyrażając swoją dezaprobatę w sposób dość dosadny. Cała sytuacja miała swój początek na Twitterze, klasycznie już dla osób ze wschodu. Na opublikowany przez The Wall Stree Journal wpis odpowiedział Hiroshi Lockheimer, pełniący rolę wiceprezesa ds. Androida, Chrome, ChromeOS, Sklepy Play, a także odpowiadający za niektóre urządzenia marki.
Wypunktował to, w jaki sposób działa Apple oraz iMessage, czyli ich sztandarowy komunikator. Jednocześnie podkreślił, że coś takiego nie powinno mieć miejsca, a standardy czy jakieś narzucane sposoby tworzenia usług są po to by nie dopuszczać do takich sytuacji. Znacznie mniej w słowach przebierały osoby, które prowadzą oficjalny profil Androida na Twitterze.
Napisali oni wprost, że Apple nie powinno czerpać jakichkolwiek korzyści z nękania się wzajemnie użytkowników. Jednocześnie podkreślili oni, że wymiana wiadomościami tekstowymi nie powinna być ograniczona do aplikacji czy platformy. Tylko czy Google faktycznie ma prawo do wypowiadania tak ostrych słów?
Google swoje za uszami ma
W przypadku giganta z Mountain View sprawa, jak mogliście się domyślać, ma swoje drugie, a nawet i trzecie dno. Włodarze firmy sami przyznają, że nie specjalnie chcieliby zobaczyć w swoim sklepie przygotowaną wersję iMessage dla Androida. Wszystko dlatego, że już od kilku lat rozwijają własną aplikację dla wszystkich urządzeń ze swoim systemem operacyjnym, czyli właśnie Android Messages.
Te oferują nie tylko możliwość wysyłania wiadomości SMS, ale i opcję czatu online ze wszystkimi, którzy używają właśnie tej aplikacji. Niemniej jednak zanim ta aplikacja powstała, to minęło wiele lat, a po drodze Google uśmiercił kilka różnych rozwiązań, które nie okazały się sukcesem. To nie jedyne aplikacje i usługi, które zdaniem Alphabet nie zasłużyły na dalszy rozwój. Lista jest swoją drogą całkiem długa i na dzień publikacji tego tekstu jest tam aż 245 pozycji. Wszystkie znajdziecie na stronie killedbygoogle, pod tym linkiem.
Patrząc na tę dość niechlubną historię rozwoju aplikacji do komunikacji przez Google, wypowiadanie się na temat iMessage, które działa nieprzerwanie od ponad 10 lat jest trochę nie na miejscu. Wspomniałem jednak o jeszcze jednej stronie medalu, a konkretniej mowa tutaj o technologii RCS, której Apple nie chce wprowadzić w swoich smartfonach… bo nie.
Czym jest RCS?
To nic innego, jak skrót od angielskiego Rich Communication Services, którym nazywana jest technologia mająca w przyszłości zastąpić SMS. System RCS jest znacznie bardziej zaawansowany w swoich założeniach i pozwala na znacznie więcej możliwości względem klasycznych wiadomości tekstowych, pamiętających ubiegły wiek. Technologia ma swój początek już w 2007 roku, bo to właśnie wtedy została zaprezentowana po raz pierwszy.
Jednak dopiero w 2016 roku GSM Association, która reprezentuje operatorów komórkowych na całym świecie, zdecydowała o jej wdrożeniu. Od tego czasu RCS stał się powszechnie stosowaną technologią między innymi w Stanach Zjednoczonych, ale i w Polsce. No przynajmniej na urządzeniach z Androidem, bo Apple cały czas odmawia implementacji tej technologii w taki sposób, jak chce tego GSMA czy Google.
Jak naprawdę jest z iMessage?
Zwykło się mówić, że prawda leży gdzieś pośrodku całego konfliktu i nie inaczej jest i tym razem. Komunikator iMessage praktycznie od samego początku wykorzystuje autorską implementację RCS, która jest jednak dostępna jedynie dla właścicieli sprzętu Apple. Tym samym dochodzimy do momentu sztucznego podziału stworzonego nie tylko przez Apple, ale i Google.
Gigant z Cupertino nie chce otwierać swojej aplikacji dla Androida, bo uderzy to bezpośrednio w ich zarobki. Jednocześnie odmawia wprowadzenia międzynarodowego standardu RCS bez podania konkretnej przyczyny. Google z kolei nie chce na swoich urządzeniach komunikatora konkurencji, który oferuje praktycznie to samo, co powstały na truchłach swoich poprzedników Android Messages.
Naszym zdaniem wina leży po obydwu stronach, a podziały, jakie zostały stworzone lata temu w ramach błędu czy lenistwa, zbierają aktualnie ogromne żniwo. Działania w tej kwestii powinny zostać podjęte w najbliższym czasie. Jednak niestety wszystko zależy od chłodnej kalkulacji, czy którejś ze stron będzie się to w ogóle opłacać.
Dodaj komentarz