Dynamic Island, albo Dynamiczna Wyspa jak jest to tłumaczone na polskiej stronie Apple, jest bez wątpienia najgłośniejszą zmianą w designie iPhone w ciągu ostatnich kilku lat. Gigant z Cupertino zmienił jednego paskudnego notcha w innego, ale nadał mu przy tym trochę więcej sensu, niż tylko ogromnej wyspy zajmującej większość górnej krawędzi ekranu.
O co chodzi z tym Dynamic Island?
Jak nie trudno się domyślić nie jestem jakimś wielkim fanem tego rozwiązania. Dynamic Island wciąż zajmuje ogromną przestrzeń, a dodatkowo znajduje się jeszcze niżej niż notch z klasycznych iPhone 14. Tym samym nachodzi na najróżniejsze treści wyświetlane na pełnym ekranie… Niemniej w pewnym sensie rozumiem, że zmiana była potrzebna i najpewniej pozostanie z nami aż do momentu, kiedy Apple uda się ukryć sensory od FaceID bezpośrednio pod ekranem. Wtedy gigant będzie mieć już gotowe podłoże do przejścia na zupełnie nową technologię.
Mimo tego, że nie specjalnie podoba mi się jak Apple zaprezentowało nową funkcję, która nie oszukujmy się zakryła nowe wycięcie, to muszę im oddać, że zrobili to po mistrzowsku. Dynamic Island nie ogranicza się jedynie do aplikacji systemowych, a każdy deweloper jeżeli tylko chce, to może skorzystać z jej obecności. Apple pozwala ukrywać w wycięciu najróżniejsze informacje od powiadomień przez kontroler multimediów, a kończąc na takich aplikacjach jak choćby dyktafon.
Oczywiście na tym jej możliwości się nie kończą, a sama funkcja Dynamic Island, która bądź co bądź została ciepło przejęta przez społeczność, raczej szybko doczeka się nowych funkcji.
Ja też to chcę!
W momencie prezentacji nowego wycięcia oraz całej gamy funkcji wiele osób pomyślało dokładnie to samo, czyli „Ja też to chcę!”. O ile właściciele starszych modeli iPhone’ów muszą obejść się smakiem, jak zresztą też właściciele podstawowych modeli z serii 14, tak użytkownicy Androida już niekoniecznie. Zaledwie dobę po prezentacji do sieci trafił filmik pokazowy, na którym jeden twórca motywów na urządzenia Xiaomi zaprogramował właśnie taką pływającą dynamiczną wyspę.
Niedługo później w sklepie Google Play pojawiła się aplikacja pozwalająca na dokładnie to samo. Dynamic Spot, bo to właśnie o tej aplikacji mowa, zagościła w sklepie Google dokładnie 29 września i od tamtej pory do dziś pobrało ją ponad milion użytkowników. Ta zawrotna liczba może wprawić w osłupienie, ale jednocześnie zdumiewa jak wiele osób korzysta ze smartfona bez jakiegokolwiek obycia z jego istniejącymi funkcjami.
Android to nie iOS!
Trzeba to chyba powiedzieć jasno i klarownie – smartfony działające w oparciu o system Google oraz Apple to dwa zupełnie osobne twory. Te mimo wielu podobieństw wyznają zupełnie inne podejścia do projektowania systemów oraz interfejsu. Innymi słowy w Androidzie nie ma miejsca na dynamiczną, pływającą wyspę, bo nie ma ona najzwyczajniej w świecie sensu. I jest ku temu kilka zasadniczych powodów, a pierwszym i niewątpliwie najważniejszym jest sposób działania paska powiadomień.
Tego nigdy w iOS nie było
O ile sam pasek powiadomień, czy jak kto woli status bar, był i jest obecny praktycznie od początku istnienia obydwu systemów operacyjnych, to odróżnia je jeden istotny element. Konkretniej mam tutaj na myśli ten cały rząd ikonek z najróżniejszych aplikacji. Te mogą być interaktywne i pokazywać dodatkowe informacje lub po prostu tam być, by dać znać użytkownikowi, że ma nieodczytane powiadomienie.
Takiego luksusu nigdy na iPhone nie było i raczej nigdy nie będzie. O ile w przypadku starszych modeli było możliwe stworzenie takiej funkcji, to wraz z prezentacją modelu X dostępne miejsce skurczyło się diametralnie. Do tego stopnia, że na pozostałej części ekranu mieściły się zaledwie ikona baterii zasięgu, lokalizacji i WiFi. Procent baterii wrócił dopiero w iOS 16, kiedy to został łaskawie przywrócony w formie, która nie do końca wszystkim przypadła do gustu.
Co więcej niekiedy aplikacje „chowają” się tam działając w tle jak choćby odtwarzacz, do którego dostęp macie zawsze z tego samego miejsca. Z kolei na iPhone, cóż… odtwarzacz multimediów na modelach 14 Pro jest w 3 miejscach. Co prawda takie marki jak Xiaomi czy Huawei oddzieliły centrum powiadomień od centrum zarządzenia tak jak Apple, ale klasyczny Android się tak nie rozdrabnia.
Niezwykle estetyczne powiadomienia
Coś, czego nie można odmówić Apple oraz zmianom jakie wprowadziła dynamiczna wyspa, to ogólne podejście do estetycznego prezentowania powiadomień. Niezależnie od tego czy mówimy o połączeniach przychodzących, nowym filmie na YouTube czy w zasadzie czymkolwiek innym. Te w porównaniu do „starszego” typu powiadomień prezentują się niezwykle dobrze. Jedyny problem jaki, przynajmniej osobiście mam z tym co pokazało Apple, to ich odwieczny kompromis. Zawsze pierwszeństwo mają osoby odpowiedzialne za wygląd, a nie wygodę i ergonomię użytkowania…
Dynamiczna wyspa na praktycznie każdym telefonie to koszmar osób, którym zależy na ergonomii. Znajduje się na szczycie telefonu, co w takim iPhone 14 Pro Max dosłownie wymusza użycie drugiej ręki, by przypadkowo 10 tysięcy złotych nie wylądowało na betonie. Ponadto, by wywołać wyspę należy ją przytrzymać, a nie jedynie dotknąć. Tak prozaiczny problem w zestawieniu z faktem, że tęgie głowy z Apple dyskutowały o tym pomyśle przez ostatnie kilka lat wywołuje jedynie niezręczny uśmieszek zażenowania…
Oczywiście jestem w pełni świadom, że są na tym świecie osoby, którym taka wyspa się podoba, co więcej daje ona im możliwości, których inne rozwiązania nie oferowały. Zwracam jednak uwagę na fakt, że telefony i ich interfejsy powinny być projektowane z ergonomią na pierwszym miejscu. Dopiero na drugim czy nawet trzecim powinna znajdować się szata graficzna i wszystkie animacje, za które Apple jest tak chwalone. Dosłownie nie tędy droga.
Nie wszystko złoto, co Apple
Tak jak nie można odmówić gigantowi z Cupertino ogromnego przywiązania do formy swoich urządzeń zarówno, jeżeli myślicie o sprzęcie jako takim, jak i oprogramowaniu, które się na nich znajduje, to w przypadku wygody użytkowania, ergonomii to mieszanka genialnych, przeciętnych i słabych pomysłów. Szczególnie w tym ostatnim przypadku Apple nie jest specjalnie skore do przyznawania się do błędu.
Sztandarowym wręcz przykładem jest tutaj klawiatura motylkowa, która pojawiała się w laptopach MacBook od 2015 roku włącznie i została porzucona już 4 lata później. Niemniej to nie tak, że Apple się zreflektowało, ale otrzymało pozew zbiorowy od klientów w USA na 50 mln USD. Droga sądowa w tym roku się zakończyła, a gigant będzie musiał zapłacić wyżej wymienioną kwotę. Nieco mniej spektakularna była porażka ładowarki AirPower, która zapowiedziana w 2017 roku nigdy nie trafiła na sklepowe półki, bo… no właśnie, projektanci mieli więcej do powiedzenia, niż cała załoga inżynierów. W efekcie AirPower w zaproponowanej formie stwarzał ryzyko pożaru.
Niemniej jednak w wielu kwestiach Apple można określić jako twórcę najróżniejszych trendów. To właśnie im zawdzięczamy aktualny wygląd smartfonów czy też zabrane siłą złącze słuchawkowe… Niewykluczone, że podobnie będzie właśnie z dynamiczną wyspą. W końcu wiele urządzeń z Androidem już w tym momencie wykorzystuje dziurkę na aparat selfie w ekranie. A takie aplikacje jak dynamicSpot tylko potwierdzają, że można to zrobić.
Jednak czy powinno się?
To już jest kwestia mocno dyskusyjna i o ile nie będzie to wyglądać tak jak w wykonaniu Apple, to nie ma w tym raczej nic złego. Tak długo jak ludzie będą kupować takie wymysły, jakie najpewniej planuje wypuścić realme w najbliższym czasie, to nie ma w tym problemu. O ile, i tutaj muszę podkreślić, o ile (!) twórcy dadzą nam wybór czy chcemy z takiej funkcji korzystać.
W ogólnym rozrachunku to jest ostateczny argument, który przemawia za lub przeciw. Czy producent odbierze nam wybór jak Apple, czy odda go w ręce użytkowników jak robi to większość (choć nie wszyscy) twórcy telefonów z Androidem.
Źródło: GizmoChina, MacRumors, Digital Trends
Dodaj komentarz