Media społecznościowe uzależniły nas na wiele różnych sposobów. W tym miejscu można by rozpocząć referat o negatywnym wpływie takiego przykładowego Facebooka na dzisiejszą młodzież. Jednak nie tym się dzisiaj zajmiemy, bo przy okazji ostatniej awarii mogliśmy zobaczyć nieco inny rodzaj uzależnienia od mediów społecznościowych. Okazuje się bowiem, że większość z nas nie traktuje ich tylko jako narzędzia do dzielenia się życiem z innymi, ale przede wszystkim, jako narzędzie do komunikacji.
Wiadomości tekstowe, emotikony, śmieszne memy i gify, które na dobre stały się częścią języka Internetu, czy w końcu rozmowy głosowe, a także wideo – w jednej chwili, w związku z awarią jednego z głównych mediów społecznościowych, wiele osób zostało pozbawionych narzędzi do komunikacji. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Pozostałe portale społecznościowe, jak chociażby Twitter, w kilka chwil zostały zalane najróżniejszymi obrazkami, które wyśmiewały się z tej sytuacji.
Niemniej jednak cała sytuacja dość boleśnie obrazuje problem, z którym prędzej czy później przyjdzie nam się zmierzyć. Jednocześnie niezwykle interesujące było zachowanie osób, które bez możliwości komunikacji za pośrednictwem Facebooka, przerzuciły się na inne rozwiązania.
Gdy Facebook padł…
W Polsce awarię bardzo mocno odczuli operatorzy internetowi, a przede wszystkim komórkowi. Play podzieliło się z nami całkiem intrygującym raportem, który w bardzo prosty sposób obrazuje jak przez 6 godzin zmieniliśmy swoje przyzwyczajenia, przynajmniej na chwilę.
Po pierwsze klasyczne wiadomości SMS i MMS wróciły do łask i to w zaledwie kilka chwil. Operator podał, że ich popularność w czasie awarii wzrosła aż o 100%. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku połączeń głosowych. Ich liczba w tym okresie wzrosła o około 22%. To pokazuje jak bardzo jesteśmy przywiązani do komunikacji tekstowej. Chcąc się z kimś skontaktować wolimy skorzystać z innego medium, jak np. wcześniej wspomniane SMS-y, niż po prostu zadzwonić.
Tak jak wysyłane wiadomości czy wykonywane połączenia zaliczyły wzrost, to zużycie danych spadło. Będąc bardziej precyzyjnym, abonenci sieci Play zużyli o około 15% mniej danych mobilnych, niż ma to miejsce zazwyczaj. Dokładnie obrazuje to poniższy wykres. Dodatkowo doskonale widać tam moment, w którym Facebook przestał działać.
Ostatnia część raportu dotyczy zgłoszeń do obsługi klienta. Play poinformowało, że w szczytowym momencie ich liczba była aż 8-krotnie wyższa, niż zazwyczaj. Jednocześnie czas, jaki osoby spędzały na linii wydłużył się z 11 do 70 sekund. Nie powinno być to dla nikogo wielkim zaskoczeniem. Usługodawcy w Polsce znacznie częściej zaliczają jakieś awarie, a niektórzy tkwią w tym stanie właściwie przez cały czas. Z kolei Facebook czy Instagram działają bez przerwy długimi miesiącami.
Twitter niewzruszony
Wcześniej wspominałem, że na Twitterze praktycznie od razu zaczęły pojawiać się obrazki, które wyśmiewały całą sytuację. To jednak nie wszystko, bo kilka chwil po pojawieniu się awarii, Twitter wprowadził specjalny hashtag wraz z dedykowaną emotikoną. W ciągu następnych kilku minut #InternetShutDown wziął szturmem platformę i stał się najpopularniejszym hashtagiem w danej chwili.
Oczywiście jak to na Twitterze bywa, wpisy oznaczone tym hashtagiem nie zawsze były na temat, jednak dało się zaobserwować wypowiedzi dwóch głównych obozów, które się w tamtej chwili wytworzyły. Pierwsi ekstrapolowali zaistniałą sytuację wyciągając na światło dzienne problem uzależnienia od social mediów czy Internetu w ogóle, a druga grupa stała do nich w jawnej opozycji.
Sam Twitter nie jest w Polsce specjalnie popularny. Specyfika portalu najpewniej nie do końca przypadła do gustu polskim internautom, jednak należy podkreślić, że tam tego typu awarie zdarzają się nieporównywalnie rzadziej, o ile w ogóle.
Wielka migracja na Telegrama
Kolejnym następstwem tej wiekopomnej awarii, jaką zaliczył Facebook, była tzw. wielka migracja użytkowników platform należących do Marka Zuckerberga do aplikacji Telegram. W pół dnia aplikacja, która cieszyła się raczej przeciętną popularnością, zyskała ponad 70 milionów nowych użytkowników. Do tego wydarzenia odniósł się nawet sam twórca aplikacji, jednocześnie nie przebierając w słowach przy tej okazji.
The daily growth rate of Telegram exceeded the norm by an order of magnitude, and we welcomed over 70 million refugees from other platforms in one day. I am proud of how our team handled the unprecedented growth because Telegram continued to work flawlessly for the vast majority of our users. That said, some users in the Americas may have experienced slower speed than usual as millions of users from these continents rushed to sign up for Telegram at the same time.
W dość dosadny sposób nazwał osoby, które wcześniej z jego aplikacji nie korzystały „uchodźcami” z innych platform. Jednocześnie podkreślił, że nawet przy tak wzmożonym ruchu jego usługa działała bez najmniejszych problemów. Pytanie jednak, czy Ci pozostaną z aplikacją na dłużej, czy też będą traktować Telegrama jako opcję zapasową.
Plan zapasowy
To właśnie ten drugi scenariusz jest znacznie bardziej prawdopodobny, przynajmniej w tej konkretnej sytuacji. Rozłąka z ulubioną usługą na zaledwie kilka godzin nie jest w stanie zmienić w jednej chwili naszych przyzwyczajeń. Zupełnie inaczej sprawa wyglądałaby, gdyby taka awaria trwała kilka dni, bądź tygodni. Jednak o tym za chwilę…
Przy okazji awarii Facebooka, w sieci pojawiło się całkiem spore grono osób, które bezpardonowo wylewało „wiadro pomyj” na platformę Marka Zuckerberga (czy słusznie czy też nie, to już inna sprawa), sugerując jednocześnie jak najszybsze przejście na takie aplikacje jak Signal czy właśnie Telegram. Taka awaria była całkiem dobrym momentem na to, by alternatywne komunikatory zyskały większe grono odbiorców, ale ewidentnie ich twórcy przegapili okazję.
Aktualnie w Polsce wciąż dwie pierwsze pozycje w rankingu należą do Facebooka. Pierwsza lokata to niezmiennie już od jakiegoś czasu WhatsApp, a druga to oczywiście Messenger. Na trzeciej pozycji znalazł się Discord, który cały czas zyskuje na popularności. Z kolei czwarte miejsce zajmuje Telegram, a zaraz za nim jest Signal. Taki stan rzeczy może wynikać z wielu czynników, choćby z przyzwyczajenia, czy raczej niechęci do ich zmiany.
Jednak widoczny jest jeszcze jeden problem, mianowicie jeżeli tylko wy przejdziecie na inną platformę, to niczego to nie zmieni, bo by rozmawiać ze znajomymi czy rodziną, będziecie musieli wciąż używać ich preferowanych mediów. A namówienie ich do zmiany niekiedy może okazać się prawdziwym wyczynem.
Blackout Facebooka na miesiąc. Co dalej?
Ostatnia awaria Facebooka była zaledwie przedsmakiem tego, co kiedyś może nastąpić. Warto jednak w tym miejscu się zastanowić co takiego może się stać ze światem, jeżeli jeden z największych gigantów niespodziewanie przestanie działać. 6 godzin wystarczyło, by ludzie zaczęli szukać alternatyw czy wrócili do starych sposobów komunikacji. Co jednak, jeżeli Facebook miałby problem z załataniem dziury nie przez kilka godzin, a kilka tygodni?
#1 Chwilowy chaos komunikacyjny
Tego mogliśmy już doświadczyć przy okazji ostatniej awarii. Wiele osób także w Polsce całą swoją komunikację opiera najczęściej o jedną platformę. Trudno ich winić, jest to po prostu wygodne, wszyscy znajomi czy rodzina w jednym miejscu…Tak się akurat składa, że wciąż w większości korzystamy z usług, które w swoim posiadaniu ma jedna firma, czyli Facebook. Jeżeli ten w jednej chwili przestanie działać, to na dno razem z nim idzie Messenger, WhatsApp oraz Instagram.
O ile ta ostatnia aplikacja nie powstała jako komunikator, to dwie pierwsze już tak. W momencie, kiedy by ich zabrakło, to wiele osób mogłoby mieć problem ze skontaktowaniem się ze sobą. Najbardziej intuicyjnym rozwiązaniem wydaje się być powrót do podstaw, czyli SMS-ów. Problem z nimi jednak jest taki, że kiedy odeszły w odstawkę na rzecz komunikatorów, przestaliśmy się nimi tak chętnie wymieniać.
Prawdopodobnie będziecie w tej samej sytuacji co ja, że zaglądając do swojej książki adresowej nie znajdziecie w niej numerów do wszystkich osób, z którymi aktywnie pisaliście za pośrednictwem Messengera. Wtedy w zasadzie nie macie z tą osobą jakiegokolwiek kontaktu, bo jedyne medium, z którego korzystaliście najzwyczajniej w świecie nie działa. Wtedy pozostaje Wam jedynie kontaktować się ze znajomymi i znajomymi znajomych, by w ogóle dostać jakikolwiek kontakt do tej osoby.
To jednak nie koniec zabawy, bo po kilku dniach, kiedy większość osób zrozumiałaby powagę sytuacji, rozpoczęłaby się faktyczna migracja na inne dostępne komunikatory. Najbardziej oczywistymi są tutaj Signal oraz Telegram, jednak swojej szansy mógłby upatrywać, co ciekawe, Google czy nawet Apple.
Alternatywy?
Tych w zasadzie jest kilka i wszystkie mają jeden wspólny mianownik – numer telefonu. Telegram i Signal do utworzenia konta i późniejszego korzystania wymagają po prostu numeru telefonu. Jednak swojej szansy po takiej długotrwałej awarii Facebooka mogą szukać także Google i Apple. Obydwie firmy od dłuższego czasu mają własne aplikacje do wysyłania wiadomości na numer telefonu, także z wykorzystaniem Internetu.
Dla Apple jest to oczywiście iMessage, a Google ma swoje Wiadomości. Niestety jednak ani jedna, ani druga firma nie zdecydowała się na rozszerzenie swojej współpracy na wszystkie dostępne smartfony. Niemniej jednak niewykluczone, że gdyby zabrakło Facebooka, to takie kroki zostałyby poczynione. Tak czy inaczej, będziecie do działania potrzebować numeru telefonu do osoby, z którą chcielibyście się skontaktować.
#2 Koniec grup i społeczności
Jeszcze nie tak dawno mówiło się – „jeżeli nie ma Cię na Facebooku, to nie istniejesz”. Teraz ta formułka odchodzi już nieco w zapomnienie, głównie dlatego, że coraz więcej osób odchodzi z platformy Marka Zuckerberga. Jednak nawet pomimo tego faktu, to właśnie ten portal społecznościowy jest największą internetową siłą w tym momencie. To tam znajdziecie mniejsze lokalne społeczności, które oferują sprzedaży czy odkupienie książek. Z tej platformy dowiecie się o wydarzeniach i to tam sprawdzicie czy jeszcze obowiązuje promocja na drugą pizzę gratis.
W jednej chwili z sieci wyparuje nie tylko wiele informacji, ale i sposób, w jaki można je zdobyć. Oczywiście można tutaj powołać się na fora czy choćby serwery w aplikacji Discord. Jednak, jeżeli zadałbym Wam teraz pytanie czy jesteście aktywni na jakimś lokalnym forum internetowym albo na swojej liście serwerów macie jeden poświęcony sprzedaży najróżniejszych rzeczy w Waszej okolicy, to na 99% odpowiedź byłaby negatywna.
W teorii możliwym byłoby stworzenie takich społeczności od nowa. Niestety takie przedsięwzięcie wymaga czasu i praktycznie niemożliwym jest z dnia na dzień stworzyć od zera społeczność liczącą sobie kilkadziesiąt tysięcy osób. Taki proces może trwać miesiącami. Szczególnie, jeżeli jedyny sposób, w jaki będziecie mogli się reklamować, to poczta pantoflowa…
#3 Fake newsy i Fact checking odchodzą do lamusa
Następny problem, z którym przyszłoby nam wszystkim się zmierzyć jest nie do końca oczywisty. Chodzi mianowicie o dostęp do oficjalnych informacji, a także ich późniejsze sprawdzanie. Aktualnie na Facebooku pojawiają się najróżniejsze informacje, ale niektóre z nich są po prostu nieprawdziwe. Portal Marka Zuckerberga podobno robi wszystko, żeby z nimi walczyć, ale jak się ostatnio okazało, ich skuteczność jest niewielka.
Po zniknięciu portalu, takie fake newsy w dużej mierze zniknęłyby z sieci, jednak pojawiłby się jednocześnie problem ze sprawdzaniem prawdziwości wielu informacji. Tablica na Facebooku dla wielu osób stała się głównym źródłem informacji z kraju i ze świata. Oczywiście nie jest to najlepsze rozwiązanie, bo Facebook za sprawą algorytmu zamyka nas w bańkach informacyjnych. Jednak mimo wszystko dostarcza wiadomości na najróżniejsze tematy.
A pod nimi prowadzone są dyskusje, które niejednokrotnie mogą wytknąć błędy w rozumieniu danego tematu nie tylko przez czytelników, ale i samych autorów. Nie można też przejść obojętnie obok profili najróżniejszych osób czy całych redakcji, które po emisji przemontowanych przez stacje telewizyjne programów muszą się potem tłumaczyć przed wszystkimi.
Jak źle by o Facebooku nie mówić w kontekście dezinformacji, to jest on także pełnoprawnym narzędziem do kontrolowania osób wyżej od nas postawionych i wytykania im publicznie błędów czy manipulacji.
#4 Problemy influencerów
Ostatni problem dotknie z pewnością najwęższą grupę ludzi, jednak nie mogliśmy przejść obok niej obojętnie. W końcu sami się w niej znajdujemy i byłoby jawną hipokryzją stwierdzić, że nic się nie stanie, kiedy Facebook i Instagram zniknie. Aktualnie platforma ze zdjęciami, która jest w posiadaniu Marka Zuckerberga od kilku lat jest najpotężniejszym narzędziem w rękach influencerów. Powoli do tego miana urasta także TikTok, jednak wciąż wielu osobom nie odpowiada pod względem formy.
Oczywiście influencerzy działają na najróżniejszych platformach, nie tylko na przytoczonym wyżej Instagramie. Jednak najczęściej to właśnie tam znajduje się ich główna widownia. Co więcej, bardzo często bywa też tak, że osoby, które obserwują danego influencera na Instagramie, wcale nie robią tego np. na YouTubie, Facebooku czy TikToku. Tym samym dla pewnej części osób brak tego medium byłby równoznaczny z ucięciem jakiejkolwiek możliwości kontaktu z danym influencerem.
Oczywiście słowo influencer kojarzy się aktualnie dość negatywnie. Trudno też się temu dziwić. Jednak trzeba pamiętać, że influencerem może być każdy, niezależnie od tego czy liczba obserwujących na Instagramie przekroczyła tysiąc, czy też milion. Kluczem jest dotarcie do odbiorców, a to niestety platforma Marka Zuckerberga robi lepiej od konkurencji.
Podsumowanie
Odpowiadając na pytanie z tytułu – świat z pewnością nie eksploduje, a życie będzie toczyć się dalej. Będzie się to jednak wiązało ze zmianą wielu przyzwyczajeń. Facebook, Instagram, Messenger i WhatsApp tak mocno weszły w naszą codzienność, że życie bez nich w niektórych aspektach może okazać się nieporównywalnie trudniejsze. Niemniej jednak nie jest to niemożliwe. Bardzo prawdopodobne, że wraz z miesięcznym „upadkiem” Facebooka pojawiłaby się jakaś alternatywa, która przejęłaby rolę niebieskiego portalu.
Jednocześnie warto się zastanowić, co dalej z Facebookiem, który po tym miesiącu nieobecności wróciłby „do żywych”. Bardzo prawdopodobne, że platforma nie doszłaby do stanu świetności sprzed tak dużej awarii. Zarówno pod względem komunikacji, społeczności, jak i informacji jego rolę przejęłyby inne platformy, które być może z czasem postawiłyby na większą integrację między sobą.
Dodaj komentarz