Wraz z coraz śmielszymi poczynaniami Elona Muska pełna elektryfikacja transportu staje się faktem. Nawet w Polsce na ulicach większych miast można spotkać samochody marki Tesla. Pojawiają się też inne elektryczne pojazdy najróżniejszych marek. Niespecjalnie trudno je rozpoznać, w końcu jako jedyne mają jasnozielone tablice rejestracyjne. Te swoją drogą gwarantują im całą listę benefitów. Jednak nikt tak naprawdę dobrze nie przemyślał czy nasz kraj faktycznie jest na samochody elektryczne przygotowany.
W końcu nawet partia rządząca bardzo szybko wycofała się z wcześniejszych obietnic, jakoby do 2025 roku na polskich drogach miało jeździć ponad milion samochodów elektrycznych. Aktualnie oficjalna wersja mówi o 600 tysiącach elektryków i hybryd, także tych plug-in i to do 2030 roku. Ale znając realia te prognozy jeszcze kilkukrotnie ulegną zmianie.
Infrastruktura
Pierwszym elementem, jaki przychodzi na myśl jest oczywiście infrastruktura, czyli cała sieć ładowarek przeznaczonych do samochodów elektrycznych. Tak jak stację benzynową można spotkać co kilka skrzyżowań w większym mieście czy w odległości kilku, kilkunastu kilometrów na trasie, to tego samego nie można powiedzieć o ładowarkach. Tych rozsianych po całym mieście jest kilka, a maksymalnie kilkanaście.
Ponadto w jednej chwili pomieszczą zaledwie kilka samochodów elektrycznych. Niestety najczęściej jest to po prostu pojedyncze stanowisko, a jeżeli do tego jest zajęte, to musicie albo czekać, albo szukać dalej. Oczywiście może się tutaj pojawić argument, że można sobie taką ładowarkę postawić we własnym zakresie lub ładować z klasycznego gniazdka. Jednak nie każdy ma co do tego warunki, szczególnie w mieście, mieszkając w bloku czy na osiedlu bez jakiegokolwiek garażu.
Ładowanie samochodów elektrycznych znacząco różni się od tankowania baku paliwa do pełna. Nie wystarczy 5 minut, by przejechać kolejne 600 czy nawet 1000 kilometrów bez przystanków. Co prawda na tegorocznym Battery Day Elon Musk zapowiedział, że udało mu się skrócić czas ładowania pojedynczego ogniwa z 30 do zaledwie 2 minut. Jednak jedynie w samochodach Tesli, w dodatku dopiero z nadchodzącej generacji. Aktualnie naładowanie do pełna samochodu elektrycznego może zająć nawet kilka godzin. Wiele zależy tutaj od technologii ładowania i samej ładowarki.
Zapotrzebowanie energetyczne
Drugim ważnym elementem, jaki trzeba brać pod uwagę przy jakimkolwiek ocenianiu gotowości na wpuszczenie całej floty samochodów elektrycznych na rynek są możliwości produkcji energii. Aktualnie rekordowe chwilowe zapotrzebowanie na energię elektryczną jaką odnotowało PSE wynosiło 27 617 MW. Taki wynik zarejestrowano tej zimy i tłumaczy się go gwałtownym spadkiem temperatury na zewnątrz.
W tym samym momencie produkcja energii z odnawialnych źródeł wyniosła około 2 GW (po 1 GW dla fotowoltaiki i elektrowni wiatrowych). Niestety wciąż ogromną rolę w generowaniu energii elektrycznej w naszym kraju odgrywa spalanie paliw kopalnych. Same możliwości wszystkich skumulowanych paneli słonecznych i elektrowni wiatrowych przy założeniu maksymalnej wydajności zaspokaja potrzeby naszego kraju w jakiś 35-40 %.
Pod wpływem propagandy tzw. „zielonych” i biurokracji urzędników Unii Europejskiej, Polacy są antagonizowani pod względem energetycznym. To doprowadziło do powstania błędnego przeświadczenia, jakoby Polska była niemalże jedynym krajem w Europie, który do produkcji energii wykorzystuje węgiel – otóż jest to wielkie nieporozumienie. Dla przykładu Niemcy także do produkcji energii wykorzystują właśnie węgiel i to ten najgorszego sortu – brunatny. Co więcej nie tak dawno temu Niemcy „po cichu” urochomili nową elektrownię węglową, informuje strona energetyka24.com.
OZE to nie wszystko
Co więcej, nawet jeśli odnawialne źródła energii starczałby na 100% zapotrzebowania energetycznego, to i tak obok nich muszą przecież stać elektrownie konwencjonalne. Dlaczego? Wystarczy, że wiatr przestanie wiać, a panale słoneczne zasypie śnieg… i prądu nie ma. W tym roku dobitnie pokazał to przykład stanu Teksas w USA, gdzie mieszkańcy przez niekorzystne warunki atmosferyczne po prostu zostali bez prądu. Wcześniej, na własne życzenie, odłączyli się od elektrowni konwencjonalnych, przekonani że odnawialnie źródła energii im w zupełności wystarczą… no cóż, twardo doświadczyli na własnej skórze, że był to jednak zły pomysł.
Zapotrzebowanie na energię elektryczną cały czas rośnie, bo w końcu coraz więcej urządzeń jakie mamy w naszych domach wykorzystuje ją do działania. Takie niewielkie zmiany jak dodatkowy wentylator w domu czy kolejny telewizor nie są specjalnie odczuwalne z poziomu jednostki. Jednak, jeżeli takich dodatkowych urządzeń w skali kraju pojawi się przykładowo milion, to będzie to miało zauważalny wpływ na zużycie prądu.
Wracając do motoryzacji. Standardowa „wolna” ładowarka potrzebuje około 22 kW mocy do uzupełnienia energii w samochodzie, co może zająć nawet całą dobę. Z kolei szybkie ładowarki działają z mocą 60 lub 120 kW. Natomiast SuperCharger V3 od Tesli ładuje z mocą nawet 150 kW. Nie trudno więc sobie wyobrazić jak duży wpływ może mieć sieć ładowarek na wydolność energetyczną sieci z jakiej aktualnie korzysta Polska.
Zielone samochody?
Pod pretekstem ekologii wiele osób chciałoby właściwie z dnia na dzień pozbyć się samochodów spalinowych na rzecz tych elektrycznych. Jednak najczęściej w swoich kalkulacjach biorą oni jedynie bezemisyjność samych pojazdów, po tym jak już zjadą z linii produkcyjnej. Proces ich produkcji, a w szczególności baterii czy też późniejszego ładowania i utylizacji najczęściej im umyka, a to jest krzywdzące i dla pojazdów elektrycznych, jak i spalinowych.
Tylko trochę bardziej EKO
Rzeczywistość jest nieco bardziej skomplikowana i wiedzą o tym najtęższe głowy, które cały czas pracują nad rozwiązaniem wielu problemów. Wiedzą też o tym politycy, urzędnicy i osoby prowadzące „zielone” biznesy – dzięki temu mogą zarobić na populistycznych hasłach i niewiedzy pozostałych obywateli. Proces produkcji pojedynczego samochodu elektrycznego jest na tyle skomplikowany i zasobożerny, że te pojazdy zaczynają być ekologiczne dopiero w rok po zjechaniu z linii produkcyjnej. I to wszystko przy założeniu, że przejedziemy nim około 80 tys. kilometrów. Dopiero wtedy równoważy się to z produkcją i użytkowaniem w podobnym zakresie samochodu spalinowego.
Jedynie w tym punkcie pojazdy elektryczne stają się bardziej „zielone”, niż klasyczne konstrukcje spalinowe. Ale tutaj wciąż pozostaje kwestia, w jaki sposób wytwarzana jest energia elektryczna potrzebna do ich naładowania. W Polsce odnawialne źródła energii mają udział około 11.5% w produkcji energii elektrycznej, z kolei paliwa kopalne to wciąż ponad 80%. Resztę stanowią elektrownie gazowe. Dla porównania, w szerszym ujęciu biorąc pod uwagę całą Europę, OZE stanowią już ponad 38%, a produkcja „prądu” z wykorzystaniem paliw kopalnych to 37%.
Utopia, przez duże U
To jednak idealna, utopijna wizja Świata, która nie ma przełożenia na rzeczywitość.
W szczególności kontynent europejski mający bardzo zróżnicowany klimat, nigdy nie zapewni możliwości produkcji energii z odnawialnych źródeł przez cały czas. Zawsze obok paneli słonecznych czy wiatraków muszą stać tradycyjne elektrownie, które będą produkować prąd wtedy, kiedy Słońce nie będzie świecić, a wiatr nie będzie wiać. A wtedy punkt w czasie, kiedy elektryczne auto „przeskoczy” pod względem zieleni spalinowane odpowiedniki, jeszcze bardziej się oddali. Na dodatek produkcja „zielonej” energii nie bierze pod uwagę kosztów serwisowania, wymiany części czy utylizowania turbin wiatrowych czy paneli słonecznych.
Tendencja używania odnawialnych źródeł energii idzie w dobrą stronę, jednak znacząco różni się w zależności od państwa. Polska w porównaniu do np. Danii wypada kiepsko. Tam OZE stanowią już ponad 60%, a do 2050 roku mają w całości przejść na zielone źródła energii. Pamiętajmy jednak o drugiej stronie medalu – obok odnawialnych źródeł energii, zawsze muszą stać tradycyjne elektrownie.
Warto odpowiedzieć na pytanie, czy pojazdy (transport) mają w ogóle jakiś istotny wpływ na emisję dwutlenku węgla (CO2) do atmosfery? Otóż niekoniecznie. W ujęciu światowym to zaledwie nieco ponad 20% emisji, w samej zaś Europie – jedynie 12%. Pamiętajmy też, że w ten odsetek wrzucony jest cały transport, a nie jedynie prywatne pojazdy przeciętnego Kowalskiego.
Co z bateriami?
Ostatnim elementem, który jest niezwykle istotny w rozmowach o ekologii i przyjazności dla środowiska są baterie. Nieodzowny komponent każdego samochodu elektrycznego czy nawet hybrydowego, który ma naprawdę ogromny wpływ na środowisko. Sama ich produkcja stanowi lwią część śladu węglowego, który sprawia, że auta elektryczne są bardziej zielone dopiero po przejechaniu tysięcy kilometrów.
Równie istotna jest kwestia utylizacji ogniw, która staje się coraz większą problemem, wraz ze wzrostem popularności samochodów elektrycznych. Firmy wciąż nie do końca opracowały efektywny sposób radzenia sobie ze zużytymi czy uszkodzonymi bateriami. Cały proces jest nie tylko kosztowny, ale dość skomplikowany, przynajmniej w przypadku utylizacji. Z drugiej strony na przykład Volkswagen wykorzystuje zużyte ogniwa w pojazdach, które poruszają się po fabrykach.
Czy służby są gotowe?
Na koniec coś, o czym mówi się od niedawna. Niezależnie czy to w kontekście samochodów w pełni elektrycznych, czy też hybrydowych. Oba przypadki niestety nie są bezawaryjne, pomimo wytężonych starań producentów. Pożary aut elektrycznych zdążają się i za każdym razem wywołują ogromne poruszenie i nie bez powodu.
Ogromne baterie składające się z mniejszych ogniw litowo-jonowych w przypadku pożaru czy uszkodzenia są w zasadzie tykającą bombą. Służby na całym świecie są bardzo mocno zaniepokojone tym faktem, bo trudno mówić o jakichkolwiek procedurach w przypadku wezwania do płonącego samochodu elektrycznego. Tego typu pożary są nie tylko niebezpieczne, ale i niezwykle nieprzewidywalne.
W niedługiej historii nowoczesnych samochodów elektrycznych mieliśmy już przypadki, że te potrafiły palić się nawet kilka dni czy po prostu niespodziewanie wybuchnąć. Oczywiście producenci starają się ograniczyć możliwość wybuchu do minimum. W tym celu stosują najróżniejsze sztuczki przy produkcji ogniw. Nie można zakładać, że te zdarzenia nie będą w ogóle mieć miejsca.
Nie trudno sobie też wyobrazić jakie szkody może spowodować pożar czy wybuch samochodu elektrycznego. Na przykład w parkingu podziemnym czy w przydomowym garażu pod Waszą nieobecność. Już hulajnogi elektryczne były w stanie zrujnować całe mieszkanie czy nawet naruszyć konstrukcję budynku. A przecież te ogniwa są nieporównywalnie mniejsze względem tych, jakie znajdują się w samochodach elektrycznych.
Z resztą problem tyczy się nie tylko aut w 100% elektrycznych, ale także hybryd i hybryd typu plug-in. Przykładów tragedii nie trzeba szukać daleko. Nie tak dawno temu na ulicy Hetmańskiej w Poznaniu dwie osoby zginęły w wypadku samochodu hybrydowego marki Lexus. Auto uległo samozapłonowi po uderzeniu w słup. Czy stałoby się tak, gdyby na pokładzie samochodu nie było łatwopalnych baterii? No właśnie…
Wytyczne są niejasne
Wcześniej wspominałem, że producenci starają się ograniczać możliwość wybuchu czy niekontrolowanego pożaru ogniw do minimum. Niestety jednocześnie przy tym nie są specjalnie skorzy do dzielenia się najskuteczniejszymi sposobami radzenia sobie z ewentualnym pożarem. Tutaj już nawet nie chodzi o uratowanie samochodu, bo te aktualnie najczęściej spalają się doszczętnie. Płonące ogniwa wydzielają wiele toksycznych substancji i gazów, które mają wpływ na całe środowisko, w tym ludzi.
Tesla, która pojawiała się już nie raz w tym tekście, na przykład w ogóle nie precyzuje jak sobie radzić z pożarem. W wytycznych dla służb znajduje się jedynie informacja, by polewać je „dużą” ilością wody. Kiedy 17 kwietnia 2021 roku w Stanach Zjednoczonych spłonęła Tesla, strażacy do jej ugaszenia wykorzystali aż 106 000 litrów wody. Dla porównania klasyczny pożar samochodu spalinowego pochłania około 1 135 litrów.
To jednocześnie mieści się w granicach pojemności jednego lekkiego czy średniego wozu strażackiego. Natomiast 106 tysięcy litrów jest poza zasięgiem jakiegokolwiek wozu strażackiego. Tym samym o ile pożar będzie miał miejsce w mieście, gdzie w okolicy są hydranty, to problem z ugaszeniem będzie mniejszy. Co innego w przypadku autostrady czy innej drogi międzymiastowej, gdzie o takie udogodnienia trudno.
Co jak nie woda?
Straż pożarna na całym świecie cały czas szuka najlepszego sposobu na gaszenie płonących samochodów elektrycznych. W Holandii, gdzie zapaliło się BMW i8, strażacy umieścili je w specjalnej wannie, gdzie płomienie nie tylko nie miały dostępu do tlenu, ale i same ogniwa były cały czas schładzane. O ile jest to rozwiązanie skuteczne, to raczej trudno sobie wyobrazić by teraz każdy zastęp dysponował specjalnym samochodem z wanną wypełnioną wodą i dźwigiem.
Innym sposobem, który dowiódł już swojej skuteczności są specjalne koce gaśnicze. Te jednak znacząco różnią się od tych, jakie można spotkać w budynkach użyteczności publicznej. Te przeznaczone do gaszenia samochodów elektrycznych są znacznie większe i przystosowane do znacznie wyższych temperatur. Przynajmniej w teorii. Jak na razie tego typu koce są dość drogie i często jednorazowe. A ich koszt to nawet 2000€…
Co z tą Polską?
Rządowe, populistyczne obietnice, jak zresztą w większości przypadków, są bardzo oderwane od rzeczywistości i nie biorą pod uwagę wielu istotnych czynników. Pomysł z wprowadzeniem tak ogromnej floty samochodów elektrycznych brzmi dobrze jedynie na papierze i to z perspektywy osób, które nie zdają sobie sprawy, że Polska to nie USA. Tutaj Tesla dopiero zaczyna budować swoje fabryki. Sieć ładowarek (nie tylko) SuperCharger wciąż w zasadzie nie istnieje.
Największym problemem z punktu widzenia ekologii, która jest głównym punktem do rozważań o wprowadzeniu takich samochodów, jest produkcja energii elektrycznej, jak i udział transportu w emisji CO2. Zamiast faktycznie inwestować w elektryki czy hybrydy, powinniśmy skupić się na stworzeniu odpowiedniej infrastruktury czy stopniowej rezygnacji z elektrowni pracujących na paliwach kopalnych. I spokojnie nie mam tutaj na myśli tylko odnawialnych źródeł energii (bo muszą im przecież inne, konwencjonalne). Powinniśmy, jako społeczeństwo, zacząć inwestować i budować elektrownie jądrowe – to one są najczystym, dotychczas wynalezionym przez człowieka, źródłem energii elektrycznej. W przeciwnym razie cały pomysł wywróci się niczym dziecko, które jadąc na rowerku wadziło patyk między szprychy…
Źródła: The Verge, GOV.pl, DW, YouMatter, TheTimes, WeForum, MotorBiscuit
Dodaj komentarz