Gigant z Cupertino postanowił po raz kolejny odkroić sobie ogromny kawałek tortu streamingu muzyki. Tym razem nie padło jednak na bardziej przystępną subskrypcję czy nowe funkcje. Apple postanowiło zawalczyć o bardzo specyficzną grupę odbiorców, jaką są prawdziwi entuzjaści muzyki. Oni poszukują jeszcze prostszych sposobów na słuchanie ulubionych kawałków w wyższej jakości.
Niektórzy nazwą ich audiofilami, co będzie raczej błędnym stwierdzeniem. Takie osoby nie spojrzą nawet na serwisy streamingowe. Mają własną dyskografię muzyki w jakości, której najpewniej nie doczekamy w postaci łatwo dostępnych serwisów. Są jeszcze melomani, którzy mogą być taką usługą bardzo mocno zainteresowani, jednak czy na pewno jest czym?
HiFi Lossless
W ostatnim czasie streaming muzyki przechodzi swego rodzaju rewolucję. Mniejsi gracze, jak na przykład Tidal, robili to już od samego początku. Stawiając nie na rozmiar swojej biblioteki, a jakość dźwięku dostępnych kawałków. Co prawda na ten moment wciąż nie wszystkie dostępne są w najwyższej możliwej jakości, jednak dla wielu istnieje właśnie taka opcja. Po drugiej stronie barykady jeszcze do niedawna było Apple Music z właściwie najniższą klasą streamowanego dźwięku, no i oczywiście Spotify.
Obydwie platformy chcą wziąć szturmem rynek streamowania muzyki w wyższej jakości. Tutaj Apple chce wyjść na prowadzenie oferując nowe możliwości w niezmienionej cenie. Jest jednak pewien haczyk, o którym gigant z Cupertino nie specjalnie chce mówić, przynajmniej wprost.
Nie w stylu Apple
Apple przyzwyczaiło praktycznie wszystkich do swojego sposobu działania. Kiedy prowadzają nową usługę lub sprzęt, to ten jest przynajmniej kompatybilny z obecną już generacją innych urządzeń w ekosystemie. Niestety nie można tego samego powiedzieć o Apple Music HiFi, bo aktualnie w portfolio Apple nie ma ani jednego urządzenia, które skorzysta z najwyższej jakości dźwięku.
Tylko tyle i aż tyle, ponieważ Apple zaprezentowało usługę, która w teorii współpracuje ze wszystkimi urządzeniami pokroju iPhone’a, iPada, MacBooka czy iMaca. Jednak żaden z nich nie jest wyposażony w odpowiednio mocny układ DAC, by przetworzyć strumieniowanie plików dźwiękowych w jakości 24-bit/192 kHz.
Tym, co jednak dla wielu osób mogło przelać czarę goryczy, była odpowiedź giganta. Sami przyznali się, że zarówno konwertery do iPhone, czyli popularne dongle, jak i inne urządzenia w ich ofercie nie poradzą sobie z obsługą Apple Music HiFi Lossless. By to było możliwe zainteresowani będą musieli zakupić zewnętrzny konwerter DAC (Digital Analog Converter). Takiej nawet dedykowanej karty muzycznej próżno szukać w ofercie giganta z Cupertino. Największym problemem mogą jednak okazać się słuchawki.
Oszukani właściciele AirPods
Osoby, które chcą pozostać zamknięte w ekosystemie Apple najpewniej już jakiś czas temu zakupiły słuchawki Apple AirPods Pro lub dużo większą i droższą wersję Max. Niestety i tutaj nie mamy dobrych wiadomości, bo żadna dotychczas wprowadzona para nie jest kompatybilna z nową usługą. Oczywiście w przypadku modelu Pro jest to całkiem zrozumiałe, w końcu wykorzystują bezprzewodową transmisję dźwięku.
Znacznie bardziej frustrująca jest sytuacja właścicieli modelu Max. Oczywiście to także słuchawki przede wszystkim bezprzewodowe. Jednak jako jedyne w przypadku Apple mają możliwość podłączenia klasycznego przewodu z końcówką Jack. Niestety sytuacja nie jest tak kolorowa, a głównym winowajcą jest już chyba przez wszystkich znienawidzone złącze Lightning. Specjalny kabel, który jest wymagany do przewodowego działania AirPods Max znacząco ogranicza ich możliwości.
Wszystko dlatego, że sygnał analogowy, który płynie do słuchawek jest nawet kilkukrotnie poddawana konwersji Digital-to-Analog oraz Analog-to-Digital. To nie tylko ma wpływ na finalną jakość odtwarzanej muzyki, ale także mocno ogranicza możliwości samych słuchawek. AirPods Max nawet po podłączeniu przewodowym oferują maksymalnie 24-bit/48 kHz. Więc nawet w takim wypadku nie ma mowy o słuchaniu muzyki w maksymalnej jakości.
Lossless, ale bezprzewodowo?
Pomimo, że taka zapowiedź mogła na wielu osobach wywrzeć co najmniej negatywne odczucia, to jest tutaj także pole do poprawy. Apple, jako jedna z niewielu firm, ma obecnie pole do popisu jeżeli chodzi o wprowadzenie bezstratnego kodeku Bluetooth audio z prawdziwego zdarzenia. Obecnie wykorzystują oni kodeki AAC oraz SBC, które nie grzeszą oferowaną jakością. Najczęściej są poniżej poziomu klasycznych plików MP3.
Niemniej jednak wprowadzenie nowej usługi oferującej pliki w bezstratnej jakości może być wstępem do przedstawienia zupełnie nowego kodeka Bluetooth audio. Apple w tym wypadku ma całkiem spore pole do popisu, jednak trzeba pamiętać, że w pewnym momencie sam sposób komunikacji staje się problemem.
Kodek stworzony przez Sony, czyli LDAC został przystosowany do przesyłania dźwięku w wyższej jakości, jednak wciąż osiąga maksymalnie bitrate na poziomie poniżej 1000. Z kolei ta obiecywana w przypadku Apple Music HiFi Lossless jest ponad 5 razy większa. Jest to jednocześnie 5 razy więcej informacji, które trzeba wysłać bezprzewodowo.
Komu to potrzebne?
Wszystkie te rozważania zmierzają jednak do jednego miejsca, a mianowicie czy jest to komukolwiek potrzebne? Prosta odpowiedź brzmi NIE. Większość osób, które korzystają z usług streamingu nie zwraca specjalnej uwagi na jakość reprodukowanego dźwięku. Już dawno temu zamienili ją na wygodę użytkowania. Zmiana w drugą stronę może wymagać zbyt wiele zachodu dla zwykłego użytkownika.
Apple najpewniej w najbliższych miesiącach przygotowując się do wydania nowej wersji usługi zaprezentuje jeszcze dodatkowe nowości. Z pewnością warto oczekiwać nowego kodeka audio czy też słuchawek, które będą go wspierać od razu po wyjęciu z pudełka. Tak czy inaczej niesmak właścicieli obecnej generacji słuchawek AirPods Max pozostanie, jeżeli Apple czegoś z tym nie zrobi.
Źródła: Apple, habr, Notebook Check, engadget
Dodaj komentarz