Naprawdę droga zabawka dla specjalistów od Apple
Apple wydaje się podążać za pomocą starej dobrej strategii ,,nikt nie dam wam tyle, co my wam obiecamy”. Wraz z nową serią ich Macbooków powracają zatem wielkie obietnice, jak i wielkie ceny. Co ciekawe, z okazji prezentacji nowych Macbooków Pro oraz Max, zbudowanych z własnym potężnym procesorem M2, producent nie boi się żonglować liczbami.
Sześciokrotnie szybsze renderowanie efektów oraz dwukrotnie lepsze wyniki w stopniowaniu kolorów, to tylko jedne z pierwszych porównań do Macbooka Pro opartego na procesorach Intela. Poza tymi rewelacjami lista nowości zdaje się ciągnąć bez końca.

MacBook Pro z M2 Max
Jak widać, ceny osiągają niemalże biblijne wartości w przypadku najmocniejszej maszyny oferowanej przez Apple. O ile trend laptopów gamingowych przez ostatnie kilka lat przełamał pierwsze lody pomiędzy nimi, a desktopami, tak Apple chce pójść dalej. Absurdalnie pojemny zestaw wydaje się celować w profesjonalistów, którzy do swojej pracy potrzebują jak najwięcej mocy obliczeniowej.

Ciężko byłoby graczowi czy typowemu zjadaczowi chleba, nieważne jak lojalnego jabłku, na wydanie blisko 20 tysięcy złotych na laptopa. Na wymogi typowego konsumenta projekt wydaje się bardzo drogim przerostem formy nad treścią. Czy profesjonalistów urzeknie możliwość zabrania pracy ze sobą absolutnie wszędzie? Na to trzeba będzie poczekać.
MacBook Pro z M2 Pro

Niby taniej, zakres m.in pamięci RAM wydaje się być rozsądny (a przynajmniej piszę to jako posiadacz komputera z takową ilością), lecz cena wskazuje na coś zgoła innego. Raz jeszcze mamy do czynienia z gigantycznym progiem finansowym, który wyklucza w zasadzie większość rynku. Cenę z kosmosu w przypadku wersji z układem M2 Max można tłumaczyć upchnięciem ,,stacjonarki” do bryły laptopa, lecz M2 Pro nie ma w ręku tak przekonujących argumentów.

Oczywiście, skok wydajnościowy w porównaniu do Intela jest zatrważający. Należało spodziewać się imponujących wzrostów, gdy firma obraca się wyłącznie we własnym środowisku. Niemniej koszt ogranicza grono potencjalnych szczęśliwych posiadaczy do wąskiego grona specjalistów, które w tej cenie zadowolić może się innymi pozycjami na rynku.
Mac Mini za niemałą cenę
Oprócz potężnych narzędzi dla profesjonalistów, Apple postanowiło wypuścić na rynek budżetową wersję nowego rozwiązania. Mac Mini ma zapewnić możliwość uzyskania miniaturowego komputera stacjonarnego. Ten sprzęt, przenoszony z miejsca na miejsce, potrzebuje wszystkich znanych nam akcesoriów do pracy jak monitor, mysz czy klawiatura. Główną zaletą ma być tu kompaktowość przy zmianie stanowiska oraz, jak można się domyślić, dostępność.

Obecnie w ofercie są trzy progi cenowe urządzenia, lecz jeśli wierzyć ogłoszeniom, tak prawdziwie ,,dostępny” dla gorzej zarabiających jest jedynie jego pierwszy odpowiednik. Wyceniony na sześćset dolarów sprzęt może pochwalić się całkiem porządną specyfikacją jak na swój rozmiar. Należy jednak wziąć pod uwagę, że w wycenie na Polskę Apple ma tendencję do ustalania cen wyższych niż bezpośredni kurs z dolara na złotówkę. Podobna sytuacja miała miejsce przy okazji premiery iPhone’a i widoczna jest w powyższym modelu.
Mac Mini z M2
Ponownie, ciekawy pomysł (zasadniczo mocno nawiązujący do konsol) potyka się na progu cenowym. O ile w Stanach Zjednoczonych tanie rozwiązanie może znaleźć nabywcę, tak ciężko ponownie odnaleźć rozwiązanie dla mini poza firmami. Programista operujący na w miarę lekkich programach (bo ciężko sobie wyobrazić renderowanie na 8GB RAMu) mógłby zabierać komputerek ze sobą.

Jednocześnie jednak ciężko nie wspomnieć o tym, że zadanie maszyny mógłby równie dobrze spełnić dobrze zbudowany laptop, którego ceny u amerykańskiego giganta powalają na kolana. Ogółem premiery można zatem podsumować podobnie, co iPhone: sprzęt ogółem jest bardzo dobry oraz wydaje się spełniać powierzone sobie zadanie, lecz za cenę, którą mało który Polski konsument jest w stanie udźwignąć.
Źródło: Apple
Dodaj komentarz