Jednakże coraz częściej możemy się spotkać ze zjawiskiem blokowania lub ograniczania napraw naszych urządzeń. Dzieje się tak z powodu zachcianek producentów, a nie prawa. Na rynku elektroniki użytkowej problem ten narasta już od około 5 lat. Irytuje konsumentów ze względu na coraz zuchwalsze blokady, wiążące się z wyższymi kosztami napraw. Na szczęście liczba osób oraz firm sprzeciwiających się temu trendowi rośnie. Jednakże producenci nie odpuszczają i korzystają ze swoich metod, póki mogą.
Prawo do naprawy
Prawo do naprawy nie jest realnym zbiorem przepisów, który określa możliwość ponownego przywrócenia danego urządzenia do stanu używalności. Oznacza natomiast domaganie się konsumentów o nieutrudnianie napraw urządzeń przez producentów. Głównie zabiega o to, aby twórcy nie stosowali celowych metod zapobiegającym popularnym naprawom, które nie ingerują w wartości intelektualne i prawa autorskie.
Z oczywistych względów każdy z nas chce, aby jego urządzenia działały jak najdłużej, bez konieczności ingerowania w nie. Jednakże w razie konieczności naprawy chcemy, aby była ona szybka, sprawna, tania i łatwa. Niestety wraz z rozwojem technologii elektronika stała się na tyle skomplikowana, że przeciętny konsument nie jest w stanie samodzielnie jej naprawić. W związku z tym, prywatni fachowcy, firmy i producenci mogą czerpać korzyści pieniężne z usług naprawczych. Jednakże największym polem do popisu w tej kwestii dysponują przedsiębiorstwa produkujące skomplikowane urządzenia elektroniczne.
Co producenci mają za uszami?
Wraz ze złożonością produktu, rośnie liczba możliwości wszelkich utrudnień, które może zaimplementować producent. To zjawisko szczególnie widać u Apple. Wraz z tegorocznymi modelami iPhone’ów doświadczyliśmy wiele nowych konsekwencji nieautoryzowanych napraw. Po wymianie konkretnych modułowych podzespołów tracimy ich pełną funkcjonalność lub pewne opcje.
Na przykład po wymianie ekranu tracimy dostęp do True Tone. Z kolei po zmianie aparatów nie mamy możliwości nagrywania w trybie kinowym, oraz nie możemy robić zdjęć portretowych. Niestety konsekwencji jest więcej i możemy zobaczyć je w szczegółowym filmie serwisanta Hugh Jeffreysa. Ponadto iPhone 13 nie jest pierwszym smartfonem Apple, w którym występują podobne utrudnienia. Pierwsze przypadki tego pokroju znalazły się w iPhonie X, a w nowych modelach z roku na rok przybywało ich coraz więcej.
W przypadku iPhone’ów Apple zastosowało przypisywanie komponentów do płyty głównej urządzenia. Jest to możliwe dzięki nadaniu unikatowych kluczy podzespołom, które rozpoznawane są przez płytę główną. Ta metoda skutecznie zniechęca niedoświadczonych serwisantów do napraw ich telefonów. Jednakże zapotrzebowanie doprowadziło do powstania specjalnych urządzeń, pod które podpina się uszkodzony moduł i kopiuje jego klucz. Następnie podłącza się do tego urządzenia działający komponent i zmienia klucz na ten skopiowany z poprzednika. Tylko dzięki temu zabiegowi możemy uzyskać pełną funkcjonalność wymienionych komponentów.
Daleko idące konsekwencje
Niestety rzadko który amator może sobie pozwolić na zakup urządzenia do zmiany kodów identyfikacyjnych podzespołów. W związku z tym, taki sprzęt znajduje się głównie w większych serwisach, które życzą sobie więcej za naprawę, m.in. właśnie dlatego, że musieli wyposażyć się w taki sprzęt.
Konsekwencją takich blokad jest często konieczność oddania telefonu do autoryzowanego serwisu, który wykupił i wyrobił licencję na naprawę urządzeń danego producenta. W związku z tym, firma i autoryzowany serwis zarabia na dodatkowych usługach naprawczych. Te mogą kosztować więcej, ponieważ tylko oni mogą przywrócić pełną funkcjonalność sprzętu. Natomiast konkurencja nieposiadająca licencji, narzędzi i wiedzy nie jest w stanie oferować napraw, dzięki czemu więcej pieniędzy trafia do producenta i jego partnerów.
Naprawy to przeżytek
Coraz większa złożoność i miniaturyzacja elektroniki powoduje fizyczne utrudnianie ingerencji w urządzenia. W związku z tym naprawy są jeszcze trudniejsze i szansa na dodatkowe uszkodzenia wzrasta. Ponadto producenci robią wszystko, aby obniżyć koszty produkcji, a to wiąże się z niższą modułowością i łączeniem elementów na stałe.
Szczególnie problematyczne są akumulatory, które w wielu smartfonach przyklejane są do ramy urządzenia na stałe, zamiast na elastycznych naklejkach, które kosztują grosze. Wyjęcie ogniwa jest często konieczne, jeżeli chcemy dostać się do reszty podzespołów, które są ciasno upchnięte. W związku z tym, aby odseparować akumulator potrzeba dużo siły i nacisku. Ten może go bardzo łatwo uszkodzić i w rezultacie będzie się nadawać tylko do utylizacji.
Aktywiści prawa do naprawy sprzeciwiają się również wytwarzaniu i sprzedawaniu podzespołów tylko producentowi, który zlecił zamówienie na wyłączność u zewnętrznego wytwórcy. Możliwość kupowania podzespołów lub pojedynczych elementów znacznie ułatwiłaby samodzielne naprawy i wydłużyłaby cykl użytkowania urządzeń.
Nie każdy bohater nosi pelerynę
Obecnie firmy propagujące zamysł prawa do naprawy są bardzo pozytywnie postrzegane przez serwisantów, pasjonatów technologii oraz przeciętnych konsumentów. Popyt i podaż na urządzenia łatwe w naprawie znacznie wzrosła przez ostatnie kilka. Natomiast dopiero w tym roku możemy zobaczyć pierwsze modularne modele, które odniosły spory sukces.
Smartfon będący definicją kompromisu
Jednym z nich jest Fairphone, który w tym roku zaprezentował swoją 4 generację modularnego smartfona. Jego główną zaletą z pewnością nie jest wygląd, specyfikacja czy też kompaktowość, ale to, że idealnie odzwierciedla, to, czego domagają się zwolennicy prawa do naprawy. Producent Fairphone 4 zadbał o 5 lat gwarancji i aktualizacji bezpieczeństwa. Ogólnodostępne są także podzespoły, które można wymienić nawet bez narzędzi.
Z pewnością jest to pierwszy modularny smartfon, który tak dobrze się przyjął i oferuje te same funkcje, co klasyczne urządzenia w tym samym przedziale cenowym. Niestety wszystkie wyróżniające go cechy wiążą się z tym, że zajmują dużo miejsca, dlatego jest stosunkowo gruby i całkiem spory.
Modularny laptop
Drugim innowacyjnym projektem, który niedawno zaistniał na rynku technologicznym, jest Framework Laptop. Przenośne komputery z Windowsem często mają możliwości wymiany poszczególnych podzespołów i również w tym przypadku nie jest inaczej. Natomiast czymś wyjątkowym jest możliwość wyboru wymiennych złącz i portów w dowolnym momencie oraz możliwość rozłożenia i złożenia całego urządzenia za pomocą jednego śrubokręta.
Laptop ten wyposażony jest w 4 miejsca na fizyczne rozszerzenia, które łączą się za pomocą USB-C i pozwalają nam na spersonalizowanie urządzenia pod nasze potrzeby. Na razie do wyboru mamy rozszerzenia w postaci dysków o pojemności 1 TB i 250 GB oraz w postaci przejściówki na czytnik kart MicroSD. Niedługo ma też się pojawić adapter HDMI, DisplayPort i USB typu A.
Dzięki temu w razie potrzeby nie musimy kupować zastępczego urządzenia, które zawiera odpowiednie, wbudowane złącza. Ponadto wysoka modularność pozwala na samodzielne wymiany podzespołów. Zdaniem producenta laptop jest na tyle łatwy w montażu, że kupujący mają opcję zamówienia wersji “zrób to sam”. Wybierając ją płacimy nieco mniej, ale musimy sami złożyć kupiony przez nas komputer.
Oby w przyszłości powstawało więcej produktów i firm zaspokajających potrzeby tej szybko rosnącej niszy, jaką są zwolennicy prawa do naprawy.
Złoty środek
Głównym celem prawa do naprawy jest wydłużenie czasu korzystania z urządzeń, poprzez łatwe i tanie naprawy. Mimo to, że coraz więcej utrudnień pojawia się na rynku automotive i specjalistycznych urządzeń produkcyjnych, to właśnie smartfony przez swoją powszechność są głównym tematem debaty.
Coraz więcej smartfonów zyskuje dłuższe okresy wsparcia aktualizacjami, które pozwalają na dłuższe korzystanie z tych urządzeń. Jednakże wraz z czasem eksploatacji rośnie szansa na uszkodzenia. Smartfony mimo najlepszych i najtrwalszych materiałów, nadal są podatne na uszkodzenia mechaniczne, ze względu na warunki w jakich się codziennie znajdują.
Hartowane szkło, stal nierdzewna czy też ceramika, nie zawsze uchronią nasze urządzenia przed wizytą w serwisie. Natomiast mogą zwiększyć koszta napraw. Kiedy jeszcze do ceny podstawowej usługi musimy doliczyć robociznę za obejście blokad producenta, kreuje nam się na tyle wysoka kwota, że bardziej opłaca się nam kupić nowy smartfon. W związku z tym stary sprzęt w całości idzie do utylizacji lub recyklingu, ponieważ nikt nie potrzebuje jego części.
Dłuższy cykl życia urządzeń elektronicznych bezpośrednio zmniejszyłby przybywanie elektrośmieci, których utylizacja i składowanie sprawia coraz większe problemy. Jednakże wiąże się też ze spadkiem dochodów producentów, którzy w razie upadku działalności pozbawiliby pracy wiele osób. Zatem jeżeli chcemy ustalić pewne przepisy ograniczające działalność producentów, musimy dążyć do kompromisu.
Czy moja własność należy do mnie?
Producenci ograniczając nam ingerencję w naszą własność, na pewno oddalają nas od jej rzeczywistego posiadania. W związku z tym to, co kupujemy nadal należy do nas, ale musimy liczyć się z cechami zakupionych przez nas rzeczy. Jednakże szkodliwym efektem ubocznym, spowodowanym przez nieopłacalność napraw, jest rosnąca obojętność i rozrzutność ludzi.
Szeroki wybór na rynku pozwala nam na bezmyślne zastąpienie niedziałającego lub przestarzałego urządzenia nowym, które zaraz skończy tak samo, jak poprzednie. Obecnie elektronika użytkowa jest na tyle niezawodna, że wystarczy przeciętnemu użytkownikowi na wiele lat. Jednak brak szacunku do sprzętu i rozrzutność znacznie skraca jej żywot. Samo zminimalizowanie efektów ubocznych tego zjawiska będzie ogromnym sukcesem prawa do naprawy i ludzi za nim stojących.
Dodaj komentarz